Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/33

Ta strona została przepisana.

Wierzyciele zupełnie uspokojeni opuścili pałac, składając hrabiemu powinszowania wszelkiej pomyślności.
Dawid Meyer usiadł do powoziku, którym sam kierował; Gerard pomieścił się w ekwipażu, gdyż posiadał rzeczywiście bardzo elegancki powóz.
Hrabia pozostawszy sam, otworzył okno, aby jak mówił, oczyścić powietrze z woni wierzycieli.
Poczem złożywszy napowrót papiery i zamknąwszy portfel roześmiał się wesoło:
— Otóż tedy sam wszedłem do jaskini tygrysów, i jestem zdrów i cały. Pokonałem dzikie zwierzęta, sprawa jaką im przedstawiłem jest pomysłem genialnym. Miałem dziewięciu okrutnych wierzycieli, teraz mam swatów weselnych, którzy energicznie zajmą się mojem ożenieniem. Nie tylko że mnie nie pożrą, ale przeciwnie żywić będą... Będę bogatym i żonatym. Żonatym? Ja? a to śmieszne. W tym świecie nic nie jest niepodobnego. Każą mi się żenić. Dobrze, ożenię się, a właściwie to moja żona pójdzie za mąż... ja zawsze kawalerem pozostanę.