rzemiosł, wyjeżdżał tylko w powozie i przyjmował zlecenia tylko wielkiej wagi.
Posiadając 60 tysięcy rocznego dochodu i piękną posiadłość w Enghien, był radcą magistratu, w nadziei pozostania kiedyś rządcą prowincji czyli merem a przynajmniej pierwszym pomocnikiem, aby tym sposobem silną ręką pochwycić sprawy swoje przemysłowe.
Z tego widać że nie było najmniejszego podobieństwa między tapicerem zwyczajnym a dumnym, przemyślnym w przyszłości merem.
Lebel-Gerard rozpoczął rozmowę w tym samym guście jak Meyer, po przywitaniu bowiem, zapytał:
— Panie hrabio czy jestem pierwszym?
— Jesteś pan drugim z kolei, odparł śmiejąc się, ale straciłeś pan tylko na czasie nic więcej.
— Któż mnie uprzedził?
— Nasz przyjaciel Meyer, był przed pięciu minutami... Zapewne minęliście się panowie przy sztachetach.
Lebel-Gerard zrobił minę pogardliwa.
— Dawni Meyer, rzekł, jest elegancki chłopak, ale tak lekkomyślny, że niepodobna rachować wcale na niego. Człowiek ubiegający się za przyjemnościami i bez należytej moralności, nic przedstawia żadnej gwarancji. Ludzie dobrze powiadomieni utrzymują, że żonę uczynił nieszczęśliwą i że zrujnowały go kobietki. Czyż zatem znalazł co dla pana?
— Bezwątpienia, odpowiedział Paweł, i znaleziona przez niego osoba dość mi się podoba.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/41
Ta strona została przepisana.