— Ba, jak zwykle starzy, lord przywiązał się ślepo do swej lubej, ale był zwodzony jak wszyscy inni, przemówił hrabia.
— Przeciwnie panna Lizely w tym razie stanowiła prawdziwy wyjątek.
— A!
— Czy była wierną? powiedzieć tego nie mogę, dość że umiała utrzymać tak zręcznie pozory, iż służba nie była w stanie zarzucić jej cokolwiek. Można oddać jej sprawiedliwość, że zachowała się bardzo sprawiedliwie i uczciwie. Przyjmowała jedynie lorda Dudley, z nim tylko wychodziła i wyjeżdżała. Doprawdy nie jedna mężatka mogłaby wziąść z niej przykład. Miała zapewne nadzieję zostania lordową, gdyby lady umarła wcześniej niż jej mąż. Dzisiaj jest wolną, milionerką, zdolna wyjść za mąż bardzo świetnie. A pan, panie hrabio nie słyszałeś wcale o tem?
— Nigdy, kochany panie, to jednak o czem mi pan powiedziałeś, tak zaostrzyło moją ciekawość, że pałam żądzą poznania tej czarującej istoty.
— Ja przynajmniej pana tam przedstawić nie myślę.
— Dla czego?
— Bo pan hrabia popełniłby czyn nie moralny, zrzekając się małżeństwa z panną Małgorzatą Bouchard.
— De Montmorency, dodał Paweł uśmiechając się.
— De Montmorency! powtórzył bardzo poważnie Gerard.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/60
Ta strona została przepisana.