Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/66

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli to nie sprawi jakiej przykrości pannie Małgorzacie, radbym sam pójść i przywitać ją.
— Chodźmy, odezwał się Bouchard, przejdziemy przez aleję lipową, ponieważ jest tam sporo cienia a i tym sposobem zwiedzimy zarazem i część parku. Nie jest on tak obszerny jak naszych ojców, ale zawsze jest on wielki.
I dwaj goście prowadzeni przez gospodarza, poszli drogą ku parkowi.