Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/67

Ta strona została przepisana.
VIII.
Małgorzata.

W westibulu, jeden z tych rycerzy wymyślonych przez przemysłowca Boucharda, stał w kącie w zbroi i z mieczem, na którego rękojeści zawieszony był kapelusz panama z olbrzymim rondem.
— Czy pozwolicie panowie, rzekł Bouchard zdejmując panama i włożył go na głowę, co bardziej jeszcze uczyniło go śmiesznym.
Mikołaj Bouchard i jego goście poszli cienistą aleją ku wiejskiemu domkowi zbudowanemu z nieociosanych okrąglaków, którego strzecha słomiana z wystającemi snopkami, podobna była do wywróconej czerkieskiej czapki.
W miarę jak się zbliżali do domku, coraz wyraźniej słychać było muzykę. Była to harmonia instrumentu z głosem ludzkim. Małgorzata śpiewała.
Pan de Nancey postępujący przodem, pierwszy się zatrzymał, nakazując milczenie dwom towarzyszom.
— Co to jest, pyta Bouchard.
— Słucham.
— Pan lubisz muzykę?
— Bardzo.
— Zatrzymajmy się cokolwiek, rzeczywiście gra