ścią i dystynkcją, ale jednak posiadała powaby i wdzięk, który pociągał i rodził sympatją. Nie znała wcale zalotności, jej wzrok był wzrokiem istoty niewinnej.
Około jej czoła zwoje złotawych włosów zdawały się być symbolem niewinności. Jej fizjognomia, jej zachowanie się, zdradzało duszę zupełnie czystą i dziewiczą.
Wobec niej najzuchwalszy bałamut czuł pewien rodzaj pokornej obawy i szacunku.
Paweł ujrzawszy Małgorzatę, mimo woli wyrzekł do siebie:
— Czybym był miljonerem, czy ubogim nędzarzem, ta kobieta musiałaby być moją.
Przy tych słowach wzrok hrabiego takim płonął ogniem, że tapicer, znawca serc ludzkich, ujrzawszy to, rzekł sam do siebie:
— Wszystko idzie wyśmienicie. Wzrok Małgorzaty wywołał już wrażenie. Dzieciaczek ten będzie hrabiną i zapłaci nam długi.
Mikołaj Bouchard ze swej strony mówił:
— Wszystko w należytym porządku. Prezentacja udała się. Czwarta godzina. O szóstej będziemy jedli Poproszę hrabiego na partję bilardu, jeżeli mu to będzie przyjemne.
Paweł ukłonił się i zbliżywszy do młodej dziewczyny, zaczął z nią rozmawiać.
Mikołaj Bouchard trącając Gerarda rzekł:
— Patrzcie, co to za śliczna z nich para. Chodźmy naprzód, niech dzieciaczki zajmą się zbieraniem kwiateczków, a jeżeli się opóźnią, to nas później dogonią.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/69
Ta strona została przepisana.