Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/71

Ta strona została przepisana.

że Małgorzata wreszcie nadzwyczaj zdumiona była jego milczeniem.
Przypuszczała, że hrabia skorzysta z pierwszej lepszej sposobności i będzie z nią mówił o muzyce, a mianowicie o melodji odwiecznej, którą usłyszał zbliżając Się do altany.
Paweł mówił dobrze; miał on tę bystrość pojęcia i lekkość paryżanina przerzucającego się w rozmowie z przedmiotu na przedmiot.
Małgorzata słyszała panów rozmawiających z ojcem, nic więc dziwnego, że dla interlokutora takiego jak hrabia uczuła pewien rodzaj sympatji.
Rozmawiając zbierała róże a ułożywszy je w bukiet zatknęła za pasek sukni.
— Pani, rzekł wreszcie hrabia, czy pozwolisz abym cię prosił o jedną łaskę?
Małgorzata zwróciła nań spojrzenie i wpatrując się zdumiona powtórzyła:
— Łaskę?
— Pani nie odgadujesz jeszcze?
— Nie, naprawdę.
— Oto pragnąłbym otrzymać jeden kwiatek z pani bukietu.
— Bardzo łatwo.
Małgorzata nachyliła się nad krzakiem usiłując zerwać różę.
Paweł ją powstrzymał.
— Pani mnie źle zrozumiałaś. Prosiłem panią o jeden kwiatek z bukietu.