W ten sposób dzielny człowiek pojmował odrodzenie społeczne.
Paweł i Gerard ograniczyli się na dotknięciu ustami kieliszków.
Nastąpił desser, potem kawa, do której gospodarz domu dołączył jeszcze likiery. Kiedy wstawano od stołu, wszyscy byli nieco podchmieleni.
Tapicer wziąwszy hrabiego za ramię, rzekł:
— A co, oszukałem pana? Przypatrz się temu poczciwcowi. Na honor, nie długo pożyje. Przejdźmy się po salonie, zostawię go z panem. Potrzeba aby to małżeństwo ułożyło się zanim nastąpi atak apoplektyczny.
Opuszczono salę jadalną.
Mikołaj zataczał się.
Nadeszła noc.
Lebel-Gerard uprowadził Małgorzatę.
Hrabia pozostawszy sam na sam z Mikołajem, nie wiedział jak zacząć rozmowę, gdy gospodarz sam ją zagaił w ten sposób:
— Panie hrabio a raczej moje dziecko, tak, moje drogie dziecko, pan pozwolisz, że pana tak nazwę. Mów bez obawy... Otwórz mi twoje serce... To ojciec cię słucha a tam na niebie... wielki konnetabl...
Paweł odpowiedział:
— Jestem głęboko wzruszony, pańską dobrocią, pańskiem zachęceniem... Lecz czyliż nie czytasz co się w mojem sercu dzieje, czyliż nie odgadłeś głębi mojej duszy?
— Cóż do licha! Czytam, odgadłem... ale potrzebuję słyszeć to z własnych ust pańskich, panie hrabio.
Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/75
Ta strona została przepisana.