Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/76

Ta strona została przepisana.

A więc pozbądź się ciężaru obciążającego twoje serce... jakkolwiek znam go, chcę przecież dowiedzieć się od ciebie.
— Otóż nie mogę patrzeć na pannę Małgorzatę, nie zakochawszy się, zawołał Paweł.
— A bałamucie! zawołał głośno śmiejąc się Mikołaj. Do licha, masz dobry gust. Moja Małgosia to prawdziwy skarb... Nazywam ją czasami Margot na pamiątkę owej królowej, która wedle jednej starej kroniki, obsypywała łaskami jednego z moich przodków.
— I, ciągnął dalej pan Nancey, mam zaszczyt prosić pana o jej rękę.
— Daję ci ją. zawołał Mikołaj. Uściskaj mię mój zięciu.
Po wzajemnem uściskaniu się, Bouchard mówił:
— Nie myśl, żebym działał lekkomyślnie. Byłem dobrze poinformowany... Pan mi osobiście podobałeś się, ale to jeszcze nie powód. To co mnie głównie skłoniło, że w Palestynie znany był baron de Nancey przy Ludwiku II znanym pod imieniem świętego... Pański herb wyobraża lazur nieba posiany niezliczonemi gwiazdami... Chciałem go widzieć własnemi oczami w Sali pochodów krzyżackich i widziałem... Naumyślnie odwiedzałem Wersal, żeby się przekonać. Niepodobieństwo, aby moja córka była nieszczęśliwą z człowiekiem, który posiada podobny herb... A zatem, daję ci ją... Zgadzam się! Lebel Gerard nic przedemną nie ukrył... Pan masz długi... Tem lepiej... Bagatela! Jest to oznaką dobrego rodu... Zapłacimy te długi... Kto pochodzi od konnetabla ma prawo troszczyć się o potomków wielkiego