Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/77

Ta strona została przepisana.

rodu. Teraz przywołam Margot i uprzedzę kochankę moją, że w ciągu dwóch tygodni będzie hrabiną...
Już Mikołaj Bouchard skierował się ku drzwiom, celem wypowiedzenia córce nowej mówki dekoracyjnej, gdy go Paweł zatrzymał.
— Proszę pana, rzekł. nie rób pan tego...
— Ba! Dla czegóż to?
— Oto dla tego. Nie życzę sobie aby mnie panna Małgorzata uważała za urzędowego narzeczonego... Obecnie, kiedy mam szczęście być przyjętym przez pana. Pozwolisz mi pan podobać się tej, którą kocham, abym posiadłszy pański szacunek, pozyskał szacunek jego córki.
— Prześlicznie! Prześlicznie! Prześlicznie! wyszeptał Mikołaj, gdyż zaledwie mógł się wstrzymać od śmiechu. Paradne! Słowo honoru! Na mój herb rycerski, myśl cechująca prawdziwego szlachcica, która mnie zachwyca. Nie powiem nic Małgorzacie! Pan masz moje pozwolenie i dom mój dla pana otwarty. Umizgaj się hrabio! Umizgaj! Jednakże spiesz się pan, kochany hrabio, gdyż na umizgi i na ślub daję panu tylko dwa tygodnie czasu.
W tym tonie była prowadzona rozmowa, gdy Gerard wprowadził Małgorzatę. Za pierwszem spojrzeniem tapicer przekonał się, że obaj mówiący byli w zupełnej zgodzie. Mając więc w myśli swój rachunek niezapłacony, życzył wszelkiej pomyślności.
W godzinę później hrabia wsiadł do powozu udając się do Paryża, złożywszy na pożegnanie dosadny całus na drżącej rączce Małgosi.