Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/79

Ta strona została przepisana.
IX.
Niebezpieczne spotkanie.

Paweł powiedział prawdę. Uwielbiał rzeczywiście córkę Bouchard’a. Wszystko co z czasów młodości zadrzemało w jego sercu, obecnie obudziło się, na widok tej młodej, niewinnej dziewczyny.
Zapomniał zupełnie o posagu, pragnąc jedynie posiadać Małgorzatę, zapomniał że istnieją w Paryżu kobiety, dla których popełnił tysiące niedorzeczności i wrażenie jakiego doznał przy Lizely, wydało mu się bardzo nierozsądnem i przelotnem.
Spędził noc bezsennie. Miał gorączkę. Widział się ożenionym z aniołem tym o rzeczywistych skrzydłach. Uprowadził ją daleko od Paryża, pragnął ukryć swoje szczęście w jakiej wonnej ustroni, w jakim kąciku nad jeziorem... we Włoszech.
Zaledwie wstał, już myślał o Małgorzacie, kazał zaprządz, rzucił się do powozu i zajechawszy do jednego z najsławniejszych ogrodników, wybrał najpiękniejszy bukiet.
Podobny bukiet miał mu ogrodnik przysyłać codzień.
W pół godziny później groom dosiadł konia i popędził galopem do Montmorency, z poleceniem doręczenia Małgorzacie bukietu.