Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/8

Ta strona została przepisana.

prosi aby raczył przybyć do pałacu w przyszły czwartek, czwartego sierpnia o godzinie dziewiątej rano, celem zakomunikowania mu bardzo ważnej sprawy“.
— Mój list to samo opiewa, odezwał się Palladieux.
— Mój pisany jest w tym samym tonie. Zamienione tylko nazwisko, dodał Laurent.
— Więc to chyba cyrkularz, wtrącił Lebel-Gerard. Tym sposobem jest to posiedzenie wierzycieli.
— Najwyraźniej! potwierdziło trzech innych.
— Jeżeli tak jest, dobrze uczynimy, skoro uzbroimy się w cierpliwość... Potrzeba sporo czasu, jak sądzę, na zebranie się wszystkich wierzycieli. Lista takowych jest djabelnie długa!
Trzy westchnienia zakończyły mowę Gerarda.
— Gdyby jeszcze pan hrabia dla tego nas tu zaprosił, żeby nam ofiarować coś na rachunek, ha! to byłoby nieźle, ale jednak w cyrkularzu nie ma o tem najmniejszej wzmianki. Słowo „ażeby mu zakomunikować“ nie znaczy przecie „ażeby mu zaofiarować“ i to właśnie najgorzej mnie usposabia.
— Niestety! szepnęły trzy głosy.
— Wreszcie, odezwał się znowu Lebel-Gerard, dowiemy się wkrótce... Oczekując, możemy pozwolić sobie zapalić cygara... Oto pudełka które z pozoru bardzo powabne. Do djabła! Cygara po 75 centimów i po franku! Pan hrabia pieszczoszek. Dla niego nie ma nic ani zanadto dobrego ani za drogiego. Co prawda my za to płacimy, ponieważ kupuje za pieniądze jakie nam winien. A zatem, nie ma się co wstydzić... Bądźmy