Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/89

Ta strona została przepisana.

tylko ma czasu ile potrzeba na dostanie się do stacji kolei, przyśpieszył kroku.
Rzucił się do wagonu i przypadkiem spotkał się z kilkoma znajomymi powracającymi z Wersalu.
Rozmawiając, Paweł raniej więcej zdołał zapomnieć o Blance.
Na ulicy Ś-go Łazarza znalazł swój powóz i kazał się zawieść do Enghien.
Przy drzwiach parku ujrzał Bouchard’a który zawołał:
— A! kochany hrabia. Uprzedził nas twój bukiet. Wspaniałe kwiaty! Droga hrabina oblała się rumieńcem. Wierz mi moje dziecko, oświadcz się prędko i nie obawiaj się niczego. Małgosia jest w pawilonie, idź do niej.
Młoda dziewczyna niezmiernie ucieszyła się widząc tego, który ją obdarzył tak pięknym bukietem.
Widząc nawet postępowanie ojca z hrabią, uważała za stosowne, co wreszcie było bardzo naturalne, przyjąć hrabiego jako przyjaciela.
Jednem słowem, serce Małgorzaty otworzyło się jak kielich kwiatu. Bez wątpienia nie kochała ona jeszcze pana de Nancey, ale miłość ta wkrótce miała objąć jej serce.
W chwili, kiedy Mikołaj Bouchard i Paweł przestępowali próg pawilonu wiejskiego, Małgorzata rysowała na małym stołeczku.
Wspaniały bukiet przysłany przez hrabiego służył jej jako model. Przenosiła go na papier z wielką pewnością, nakładając naturalne kolory.