Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/95

Ta strona została przepisana.
XI.
Lord Dudley.

Blanka z uśmiechem podała rękę Pawłowi.
Pochwyciwszy tę rękę, zadrżał na całem ciele, ja gdyby dotknął drutu elektrycznego ze stosu Wolty.
Pani domu usiadła po stronie gerydonu, przy którym leżał pugilares z czarnej skóry.
Paweł zajął miejsce naprzeciwko i patrzył na nią takim pochłaniającym wzrokiem, że młoda kobieta spuściła oczy, nie chcąc widzieć płomienistych iskier, jakie sypały się z źrenic roznamiętnionego hrabiego.
Po długo trwającem milczeniu pani domu podniosła głowę.
— Panie hrabio, odezwała się głosem melodyjnym, nasze położenie jest niezmiernie zagadkowe i dziwne, kłopotliwe dla pana a dla mnie bardzo bolesne. Nigdy może kobieta nie uczyniła z taką swobodą jak ja, wyznania życia obcemu mężczyźnie. Przede wszystkiem jednak pragnę być czystą przed panem.
Nie ukryję nic przed panem. Poznasz pan z najmniejszemi szczegółami historję mego życia, trywialną i romansową zarazem. Pan żywisz dla mnie miłość... Otóż dam panu dowód mojej dla pana życzliwości, opowiadając krótkie me dzieje, do opowiedzenia bowiem