Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/98

Ta strona została przepisana.

także przyczyniła się. Córka barona Lizely, komandora legii honorowej pepinierką... niepodobna!
Jednego dnia powołano mnie do dyrektorowej. Miała ona zakomunikować mi bardzo radosną nowinę.
Niespodziewane oczekiwało mnie szczęście.
Dama wysokiej sfery, angielka niezmiernie bogata, małżonka członka Izby Lordów, lady Dudley, żądała dla swych dwóch córek guwernantki francuzki. Wysokość wynagrodzenia była bardzo znaczna i wreszcie po ukończeniu edukacji córek, dodatek w takiej sumie, że to dla biednej dziewczyny mogło być majątkiem.
Było to bardzo dobre, ale jednak milczałam.
— Dla czego mi nie odpowiadasz kochane dziecko, można sądzić że się wahasz, rzekła dyrektorowa.
— O, jestem pani niezmiernie wdzięczną, ale istotnie waham się.
— Dla czego?
— Jestem nadzwyczaj dumną i nie mogłabym pozbyć się tej wady. Rola nauczycielki domowej, to jedno i to samo co służąca.
— Niestety bywa tak, ale u pani Dudley inna cię czeka przyszłość. Ta dama odznacza się dobrocią. Wie, że pochodzisz z bardzo zacnej rodziny, dla tego przyrzeka mieć szczególne dla ciebie względy. Będziesz uważana w domu jak dziecko, jak ich starsza siostra. Otrzymasz do usług służącą. Będziesz mogła podróżować, bywać w towarzystwach i w końcu wyjść świetnie za mąż.
Dłuższe ociąganie się było niepodobieństwem.