Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/111

Ta strona została przepisana.

sobą naturę rzeczywiście zepsutą z gruntu, czy poprostu tylko fanfarona, popisującego się występkiem.
— A tak, — zawołał Gontran, — czyżby przypadkiem nie wzięła cię ochota moralizowania mnie?.... Ty, młody chłopiec, kawaler, toby było śliczne!! Uprzedzam cię przeto, dobry mój przyjacielu, że szkoda; na to byłoby czasu twego i trudu, że co gorsza, byłbyś bardzo niezabawny w tej roli. A przecież pierwszym obowiązkiem gospodarza domu jest: bawić swych gości. Ja jestem twoim gościem, bowże mnie!
Jerzy nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
— Rozśmiałeś się, widzisz, jesteś więc rozbrojony! — podjął Gontran. — Pozostawmy moralność siwiejącym głowom, a natomiast za chwilę, z kieliszkiem w ręku, opowiesz mi twe wesołe przygody.... A! bądź spokony, — dodał, — ja tych zwierzeń nie powtórzę mojej siostrzyczce....
Po raz wtóry Jerzy zarumienił się, posłyszawszy tę alluzyę tak przeroczystą do swoich uczuć dla panny de Presles, uczuć, które, jak sądził, tak były utajone dla oczu wszystkich i zaambarasowanie jego było wielce widocznem.
Dominik położył mu jednak koniec, wchodząc z oznajmieniem, że śniadanie podane.
Obadwaj młodzi ludzie przeszli do sali jadalnej.


V.
ŚNIADANIE.

— Mój drogi Jerzy, — ozwał się Gontran, napełniwszy i wychyliwszy po dwakroć swój kieliszek, — masz wspaniały kseres, to rzecz pewna.... Śmiało oświadczam, że jest stokroć lepszy od takiegoż wina i z piwnic mego ojca, który przecież chce uchodzić za znawcę i utrzymuje, że jego piwnica jest doskonałą... Poczciwiec nie ma o tem pojęcia... Gdyby mnie to powierzył, ja bym wszystko postawił na innej stopie w zamku Presles tak, żeby to zaszczyt czyniło rodowi.... Ale nie, mnie o nic nie pyta się nigdy, do mnie nie mają zaufania. To też komfort na tem cierpi bardzo, stajnie źle są utrzymane, a wina bardzo miernej zaledwie wartości.... Twoje kseres, mów mi o niem! to zupełnie co innego!... grzeje jak promień hiszpańskiego słońca, a wonniejszy jest niż bukiety balowe mej siostry.... Lubisz ty porto?
— Wolę maderę.
— To niedobrze.... Porto cokolwiek zagrzane w letniej wodzie jest łagodne mimo swej siły i daje się pić równie łatwo jak Bordeaux, które uważam za ziółka przyjemne, ale niegodne gardła mężczyzny.... Anglicy umieją ocenić porto, piją go zazwyczaj a wierzaj mi oni zawsze wiedzą co czynią! Myśmy powinni iść za przykładem tych wyspiarzy, którzy są mistrzami w wielkiej sztuce umiejętności życia....
— A, mój Gontranie, — przerwał, śmiejąc się Jerzy, — ktoby cię słyszał, sądziłby, żeś się oddawał specyalnie studyom gastronomicznej i bachusowej sztuki....
— I miałby racyę, tak sądząc!... Znane są moje zasady. Nagromadzić w ograniczonym przeciągu czasu najwyższą, o ile się da, sumę przyjemności wszelkiego rodzaju, oto jest cel życia.... Przetoż w egzystencji dobrze uorganizowanej, przyjemności stołu, a zwłaszcza też butelki powinny zajmować miejsce niemałe.... Ot, patrzaj Rabelais...
— Czytałeś Rabelais’go?
— Czytałem wszystkie złe książki, jakie są tylko.... Prawdę bo mówiąc, nie czytałem też innych... ale bo i po cóźby wreszcie? Podług mnie ylko tak zwane osławione książki mogą nauczyć młodego człowieka czegoś pożytecznego.... Nie chwaląc się, zdaje mi się, że ja niczego już uczyć się nie potrzebuję....
Jerzemu nie wypadało rozpoczynać rozmowy w tym przedmiocie z wyrostkiem. Pozwolił przeto tylko Gontranowi roztaczać do woli cały zasób przewrotnych zasad; potem skoro zobaczył, że młodzika ominął już pierwszy zapał, ozwał się:
— No, a to opowiadanie, które mi przyrzekłeś, czyś o niem zapomniał?
— Nie, nie, mój drogi. Opowiem ci przygody mojej paryzkiej podróży a zobaczysz, że sposób postępowania margrabiego Mirabeau ojca z jego synem, był jeszcze wielce delikatnym w obec tego, jak ze mną postąpił sobie czcigodny mój rodzic.
— Porównywasz siebie ze słynnym Mirabeau? — spytał Jerzy i nie mógł utaić uśmiechu.... — Może masz zamiar jak on podeprzeć twem ramieniem jakąś przyszłą rewolucyę?...
— A! gdybym mógł! Nieszczęściem jednak nie mogę. Bo widzisz, mój Jerzy, należałoby z gruntu zmienić kodeks, prawo spadkowe jest najkompletniej bezrozumne. Rodzice winniby być zmuszani do dzielenia z dziećmi majątku.
— Może zmienisz zapatrywanie, skoro się ożenisz i zostaniesz ojcem rodziny.
Gontran rozśmiał się na całe gardło, długo, serdecznie.
— Ja ożenić się! ja ojcem rodziny, — zawołał następnie. — A! to pyszne, to niezrównane! Alboż uważasz, że ja mam twarz pachołka z świątyni Hymenu?
Młodzieniec wychylił czarkę zamrożonego szampana; pogładził końcami palców urojony swój wąsik i dodał najpoważniejszym tonem, z wyrazem nieporównanego zarozumienia:
— Kiedy się wie tak dobrze, jak ja to wiem, co trzymać należy o cnocie kobiecej, nie żeni się nigdy, z pewnością.... A, nie mówmy już o małżeństwie, samo to obrzydłe słowo działa mi już na nerwy.