Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/147

Ta strona została przepisana.

— Związek jak najściślejszy. Jerzy ma prawo znać motywy postanowienia, które go zabija... tak, zabija go... bo ja dobrze widziałam wczoraj, że rozpacz jego jest nieuleczalną, będzie śmiertelną!... Trzeba aby miał możność rozgrzeszenia się z występku, którego nie popełniłaś... trzeba aby miał możność położenia na dwu szalach z jednej strony swojej miłości, z drugiej swego nieszczęścia, a jeśli miłość przeważy, trzeba aby miał moc powiedzenia; — Kocham cię więcej niż kiedykolwiek! Ból twój i nieszczęście zwiększają tylko mój szacunek dla ciebie, cierpienia twoje łączą nas silniej jeszcze zamiast rozdzielać!... Jestem twoim, bądź ty moją!
— O! moja matko! — zawołała Dyanna! — czy to byłoby możliwe i czy sądzisz, że onby tak powiedział?
— Nie znaszże go dostatecznie, aby być tego pewną. Ja sądzę, że obrażałabym go, wątpiąc o nim...
Młoda dziewczyna pogrążyła się w głębokiem zamyśleniu, które trwało długo.
— Może i masz słuszność, moja matko, — rzekła wreszcie. — Tak i ja jak ty myślę, że Jerzy miałby tę najwyższą odwagę, tę litość prawdziwie bożą, którą ty w nim przypuszczasz.... Ale na to trzebaby mówić, a ja pierwej umarłabym chyba, niżby pierwsze słowo tej spowiedzi przeszło przez moje usta....
— Na to by mówić brak ci siły, rozumiem... ale na to by pisać, potrzeba ci tylko woli.
— Pisać, — powtórzyła Dyanna po dwa razy, — pisać.... To prawda, że można pisać....
I ponownie zapadła w długie rozmyślanie, z którego wyszła dopiero otrząsnąwszy się nagle cała.
Sądziłbyś, że stanęło przed nią widmo i w istocie było to widmo, widmo powątpiewania i nieufności.
— Co ci jest? — spytała ją pani Presles.
— A jeśli myliłybyśmy się obie? — wyszeptała Dyanna, — jeśli dowiadując się przejęty zostanie zgrozą i odepchnie mnie od siebie?... W cóż ja obrócę się wówczas, sama własną wystawiwszy na jaw hańbę i nie zbierając z tej ofiary owoców?... Nie... nie... raczej umrzeć, unosząc z sobą do grobu tajemnicę!... Przynajmniej Jerzy zachowa w pamięci obraz mój nieskalanym. Płakać będzie po umarłej, matko moja, a nie by żywą miał opuścić. Tak będzie lepiej, to coś więcej warte!...
— Dyanno, kochane moje dziecko, — zawołała hrabina, — to duma twoja przemawia w tej chwili przez ciebie i każę zamilknąć miłości. Jeśli przenosisz grób nad nadzieję, choćby niepewną nawet, przeżycie całego życia z Jerzym, szczęśliwym tobą, to znaczy, że nie kochasz, żeś nie kochała nigdy....
— Wielki Boże! — wybąknęła Dyanna, wznosząc ku niebu załamane ręce, jakby Boga wzywała na świadka, — matka moja nie wierzy w tę miłość, co mnie zabija! Toż to to sarno, co przeczyć stosowi męczennika!...
— Uspokój się, moja córko ukochana i zrozum myśl moją. Co powiedziałam, powtarzam.... Gdybyś miała jedną jedyną tylko szansę ocalenia twej miłości od rozbicia, które jej zagraża, jeśli na tę jedną szansę, na tę jedną kartę nie postawisz bodaj całego twego życia bez zawahania się, bez żalu, bez powątpiewać wszelakich, nie kochasz, nie kochałaś nigdy....
— Masz słuszność, matko moja, — odpowiedziała młoda dziewczyna po chwili milczenia, — tak, miłość jest zazdrosnym bogiem, który domaga się ofiar.... Tak, jak rzekłaś, życie moje całe postawię na tą jedną pozostającą mi kartę... i więcej niż życie, cały wstyd mój niewieści i dumą moją niechaj będą gry tej stawką.... Jeśli ją wygram, czuję w sobie dość miłości i siły aby uszczęśliwić człowieka, który mimo wszystko zechciał mnie wziąć taką jaką jestem.... Jeśli przegram... nie usiłuj zwyciężać mego postanowienia, matko moja, jeśli przegram utracisz córkę....
— Dyanno... moje dziecko... moja córko ukochana, — zawołała pani Presles z przerażeniem, — co ty mówisz?... Czyż chciałabyś umrzeć?...
Słaby uśmiech okrążył usta pięknej Prowansalki.
— Nie obawiaj się niczego, matko, — odpowiedziała, — ja nie mówię o śmierci....
— A o czomże mówisz?
— O klasztorze, którego krata odłącza dziecko od matki równie dobrze jak grób! To serce i tę duszę, którą wzgardziłby Jerzy, złożyć Bogu w ofierze, a On je przyjmie.... Nie mogąc być szczęśliwą kobietą pośród świata, będę w głębi murów klasztornych ubogą zakonnicą, pokorną i uległą bez miary, usiłującą zapomnieć o ziemi a myśleć tylko o niebie.... Nie odpowiadaj mi nic matko... życie moje jest w tej chwili na rozłamie tych dwu dróg... Bóg je sam popchnie w tę lub ową stronę, wedle swej woli.. Jakkolwiekbądż postanowi On o mnie, wola Jego będzie mi świętą.... Nic w świecie nie będzie w stanie przeszkodzić mi do pójścia za Jego rozkazem.... Oprę się twoim prośbom... oprę się nawet łzom twoim....
Pani Presles objęła córkę uściskiem gorączkowym jakimś, konwulsyjnym.
— Drogie, ukochane moje dziecko, — mówiła jej pośród pocałunków, — odtrąć od siebie, odtrąć jak najdalej te myśli ponure. Zdaje się na sąd Boży i przyjmuję go bez lęku, bo pewną z góry jestem, żeśmy powinny mieć nadzieję....
— Obyś się nie myliła, matko... — odpowiedziała Dyanna z prostotą. — Spieszno mi rozegrać tę grę ostateczną, która stanowić ma o moim losie... Chodźmy do zamku, matko....
— Co będziesz robić?...
— Pisać ten list okropny.