Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/164

Ta strona została przepisana.

smucony, sam fakt, ale daremnie usiłowałbym dociec jego przyczyn....
— Jakże przypuścić, aby kobieta taka, jak pani Herbert, miała cię nienawidzieć i to bez wszelkich uzasadnionych powodów?
— Ja bynajmniej nie twierdzę, aby powody te nie istniały, mówię tylko, że ich nie znam.
— Ja idę dalej niż ty, utrzymuję, że one istnieć nie mogą....
— W takim więc razie sama osoba moja jest dla pani Herbert antypatyczną.
— Dajże pokój! jesteś pięknym, zachwycającym chłopcem i podobać się musisz każdej kobiecie na pierwszy rzut oka.
— Widzisz, że nie, mój ojcze....
— Mówisz, że masz na to dowody?...
— Liczne i niezbite, na nieszczęście.
— Przytoczże mi je.
— Rzecz to aż nadto łatwa.
— Słucham cię, moje dziecko i przyznaję z góry, że muszą to być dowody bardzo wymowne, aby mnie przekonały....
— Dowiedź mi, że się mylę, ojcze, a będę najszczęśliwszym w świecie.
— Nie wątpię, że to mi się uda...
— Przed czterema łaty, jak to sobie przypominasz, ukończywszy nasze podróże przybyliśmy osiedlić się tutaj. Zabrałeś mnie z sobą wówczas poraz pierwszy do zamku Presles.... Pani Herbert i mąż jej nie byli w ową chwilę w Prowancyi.... Przedstawiłeś mnie generałowi jako twego przybranego syna, a on mnie przyjął jak najserdeczniej.
— Owszem, pamiętam dobrze to wszystko....
— Od tego czasu bywałem dość często w zamku... a ciągnęło mnie tam podwójnie: z jednej strony serdeczna dla mnie dobroć pana de Presles, z drugiej dziwna piękność panny Blanki, która w tym czasie już poczęła się była rozwijać; było to nawpół dziecko jaszcze, ale dziecko, które przyrzekało niezadługo zostać tem czem jest obecnie... dziewicą doskonałą pod każdym względem, łączącą w sobie wszystkie wdzięki niewieście i wszystkie niewieście zalety, cnoty.... Pierwszego dnia dowiedziałem się tam, że pani Herbert z mężem mają przybyć nazajutrz.... Byłem ogromnie ciekawy, wyznaję, poznać siostrę Blanki, kobietę, o której słyszałem już tyle, i którą, jak sam mi mówiłeś przed jej ślubem, nazywano powszechnie piękną Prowansalką. Powodowany dyskrecyą odczekałem dni kilka, potem udałem się do zamku. W chwili mego wejścia, cała rodzina zgromadzona była w wielkim salonie. Generał ujął mnie za rękę, podprowadził do pani Herbert, która właśnie przestawiała kwiaty w żardinierze i przemówił: »— Moja droga Dyanno, przedstawiam ci nowego naszego przyjaciela, o którym już ci mówiłem tak życzliwie.... Pan Raul do Simeuse.« Pani Herbert, której piękność wydała mi się istotnie zdumiewającą nawet obok siostry, podniosła oczy uśmiechniona i popatrzała na mnie, zaledwie jednak jej oczy spotkały się z moją twarzą, doznała widocznie takiego wrażenia, jakby to była głowa Meduzy.... Pobladła okropnie, zachwiała się... kwiaty, które trzymała wypadły jej z ręki i rozsypały się po podłodze... rzuciła się na krzesło, wymawiając jakieś niewyraźne słowa i zemdlała.
— To szczególniejsze! — zawołał Marceli.
— Tak, to bardzo dziwne... — powtórzył Raul, — ale to nie wszystko jeszcze.... Ojciec i mąż pani Herbert rzucili się ku niej z niepokojem łatwym do zrozumienia. Z początku, odzyskawszy przytomność, nie mogła odpowiadać zupełnie, następnie złożyła to na nagłe jakieś osłabienie; pretekst dość prawdopodobny, zresztą w który ja uwierzyłem tak samo jak generał i jak pan Jerzy, niepodobieństwem mi bowiem było przypuścić, że sam widok mój mógł sprawić na pani Herbert takie wrażenie okropne... Zwolna przyszła do siebie i odzyskała zwykłe usposobienie; przez cały czas trwania mojej wizyty jednak, unikała rozmowy ze mną i wzrok jej ani razu nie podniósł się na mnie.... Przypisywałem przypadkowi wszystko to, com ci tu teraz opowiedział, ojcze, i tak mało przywiązywałem wagi do tej niewytłómaczonej antypatyi, żem nic ci o niej nawet nie wspomniał i że powróciwszy do domu, pytałem cię w najlepszej wierze, czy pani Herbert nie podlega czasami atakom słabości, w rodzaju togo, któremu byłem obecny.... Czy nie pamiętasz czasem tego szczegółu?
— Tak, pamiętam, — potwierdził pan de Labardés.