Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/177

Ta strona została przepisana.

— Przeciwnie, słuchałem cię uważnie... — odpowiedział żywo generał, głosem dziecka, pochwyconego przez nauczyciela na przewiniu.
— A czy zajmowało cię moje czytanie? — ciągnęła dalej Dyanna.
— Bardzo.
— Czyś tego pewien?
— Najpewniejszy w świecie.
— W takim razie wytłómacz mi tu, ojcze, jedną rzecz, którą niezupełnie dobrze zrozumiałam.
— Jakąż to?
— Ot, tę....
I Dyanna rzuciwszy na dziennik oczy, zadała ojcu jakieś kilka pytań na chybi trafi w jakiejś kwestyi, rozwijanej przez redaktora «Gazety Francyi.«
Tak przyciśnięty do muru, pan de Presles, zmuszony był przyznać, że chwilowo nie zwrócił był uwagi i że jemu również artykuł ten nie wydawał się zbyt jasnym.
To przyznanie się pozwoliło postawić Dyannie pytanie, które od chwili już miała na ustach:
— W takim razie, mój drogi ojcze, — spytała, — o czemże myślałeś?
Generał zawahał się.
— Jeżeli pytanie moje jest niedyskretnem, w takim razie cofam je, — dodała młoda kobieta.
— Niedyskretnem? o! nie, ani trochę... tylko, aby ci na nie odpowiedzieć, musiałbym sobie przypomnieć dopiero....
— A nie przypominasz sobie tego? To ostatnie pytanie zadanem było z palącym niepokojem.
Generał przesunął ręką po czole, zdawał się namyślać, szukać czegoś przez chwilę; potem rzekł:
— Nie... nie przypominam sobie.... Niestety, kochaną moja Dyano, trzeba to przyznać, że z dniem każdym, z każdą godziną, pamięć moja słabnie strasznie.
— A jednak, — podjęła córka, — wczoraj jeszcze słyszałam, jak opowiadałeś jak najdokładniej odlegle bardzo wspomnienia, wspomnienia z czasów poprzedzających nawet moje urodzenie....
— Masz słuszność moje dziecko.... Rzeczy ubiegłe pozostawiły w mym umyśle i pamięci niezatarte ślady.... Zdarzenia najbłahsze nawet z czasów mej młodości i dojrzałego wieku, przedstawiają mi się jak najdokładniej skoro je tylko chcę przywołać... a równocześnie zapominam com robił wczoraj.... To rzecz niewytłómaczona i bardzo smutna....
Blanka, która od chwili przysłuchiwała się rozmowie, wstała z miejsca, podeszła do starca i przemówiła doń głosem słodkim i sympatycznym:
— Zdaje mi się, że się mylisz, kochany mój ojcze i że pamięć twoja lepszą jest niż sądzisz, a nie będę bynajmniej w kłopocie by ci tego dowieść....
— To dowiedźże kochane dziecko, — odpowiedział starzec, uśmiechając się do młodszej swej córki.
— To nie będzie trudno, — odpowiedziała tą ostatnia. — Utrzymujesz, że nie przypominasz sobie tego, co się działo wczoraj.... Wczoraj jak zawsze kochałeś twoją Blankę, a ja stanowczo twierdzę, żeś o tem nie zapomniał... Czy to nie prawda?...
— Prawda.
— Wczoraj jak zawsze kochała ciebie Blanka i znowu stanowszo utrzymuję, że o tem pamiętasz najdoskonalej... Alboż nie tak?..
— Tak, to prawda...
— Widzisz więc, ojcze, że mam słuszność i że nie straciłeś pamięci i że na przekór, wystarczyłoby ci jeszcze zawsze serce, by ci przypomnieć, że kochasz twe dzieci i że te dzieci uwielbiają ciebie.
— Nie wszystkie, niestety! — wyszepnął starzec głosem zdławionym, gdy tymczasem Blanka okrywała ręce jego pieszczotami a Dyanna, p oglądająca na ten obraz zdała, ocierała łzy ukradkiem.
— Kochany, dobry mój ojcze, — ciągnęła Blanka po chwili dalej, — to nie wszystko jeszcze, pozo — staje mi dowieść ci jeszcze, że nie zawodzi cię pamięć i w innych rzeczach jeszcze, nietylko zaś w tych, co dotyczą twej rodziny....
— Słuchajmyż, moja mała, jakie dasz dowody.... Nic sobie więcej nie życzę nad to, byś mnie przekonała....
— A więc: co robiliśmy wczoraj?...
— Wczoraj?
— Tak, wczoraj po południu, tak we dwie godziny może po śniadaniu?...
— Ależ ja nie wiem....
— Pomyślno troszeczkę, poszukaj....
— A więc zdaje mi się, że wyszliśmy zamku i poszli do parku....
— Aż do tego miejsca, w ktérem jesteśmy teraz, nieprawdaż, kochany ojcze?...
— Tak mi się zdaje.
— Otóż to!... doskonale!... — wołała Bianka, klaszcząc w drobne rączęta.
Generał i starsza jego córka nie mogli powstrymać się od uśmiechu na widok tego naiwnego zapału.
Blanka podjęła:
— Czy byliśmy sami?...
Pan de Presles badał sumiennie swe wspomnienia, w końcu jednak odpowiedział z pewnem wahaniem:
— Tak... zdaje mi się, że byliśmy sami....
— I masz słuszność, ojcze! Z pewnością byliśmy sami, bo Jerzy zabrał z sobą siostrę do willi Herbert!... Widzisz, ojczulku, jak sobie przypominasz wszystko wybornie!... Nic ci nie wybiegło z pamięci!... To doskonale!... Idźmyż teraz dalej....
— O cóż mnie chcesz pytać jeszcze?