Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/198

Ta strona została przepisana.

lewskiej,« do którego doszedł po upływie pół kwadransa.
Wytchnąwszy przez minutę, wszedł do kancelaryi hotelowej.
— Proszę mi dać klucz od pokojów pana barona Polart, — ozwał się do służącego, który się tam znajdował.
— Pan hrabia wie, że pana barona nie ma w domu teraz? — w odpowiedzi spytał służący.
— Wiem... wiem... opuściłem go przed chwilą i poczekam tu na niego....
Służący znał Gontrana; widział go zresztą jak codzień niemal przychodził do barona Polart.
Nie robił przeto najmniejszej trudności w wydaniu żądanego klucza, do którego dołączył zapaloną świecę.
Gontran użył całej siły panowania nad sobą, aby spokojnie iść po schodach....
Chciałby był puścić się, biedź coprędzej; ale przemógł na sobie krok zwykły.
Dochodził więc do urzeczywistnienia śmiałego projektu, którego udania się był teraz niemal już pewnym.
Silne wzruszenie ogarnęło go, serce biło szybko z niesłychaną siłą.
Wszedł wolno stopień po stopniu po szerokich schodach.
Chwilami zdało mu się, że słyszy po za sobą kroki przyspieszone.
Obracał się i nic nie widział. Schody były puste zupełnie.
Nakoniec doszedł do drzwi apartamentu barona. Z najwyższym trudem ledwie zdołał wprowadzić klucz do zamku, tak konwulsyjnie drżała mu ręka.
Drzwi się otwarły.
Gontran przestąpił próg, mówiąc sobie w duchu:
— Jestem ocalony!...


XXIX.
ROZWIĄZANIE DRUGIEGO POMYSŁU GONTRANA.

W jednym z zeszłych rozdziałów mówiliśmy już, że apartament barona składał się z trzech pokoi: przedpokoju, salonu i sypialni.
Gontran wszedł do przedpokoju.
Pomimowolnie młody człowiek z takim pośpiechem zamknął drzwi za sobą, że przeciąg zagasił mu świecę trzymaną w ręku.
Gontran przoto znalazł się w półciemności.
Mówimy półciemności, światło gazowych latarni bowiem, rozpalonych w dziedzińcu z każdej strony wschodów hotelu, dochodziło aż do pokoi pierwszego piętra i nawpółrozświecało ciemności.
Gontran zresztą, jak wszyscy palący, miał przy sobie zapałki.
Wyjął pudełko z kieszeni, postawił na stoliku świecę i spróbował zapalić zapałkę.
Pierwsza zagasła.
W chwili gdy drugą miał zapalić, zatrzymał się i przejęło go drżenie aż po korzenie włosów, co w jednej chwili w zimnym stanęły pocie; rzucił dokoła spojrzenie pełne trwogi śmiertelnej.
Wydało mu się, że nie jest sam.
Posłyszał tuż obok siebie, o dwa kroki może zaledwie, pewien rodzaj uderzania monotonnego a nie ustającego ani na chwilę.
Nastawił ucho i począł się wsłuchiwać baczniej jeszcze.
Szmer wciąż słychać było jednak, tylko zdało się, że się wciąż zbliża i wzmaga.
Zkąd mógł ten szmer pochodzić i któż to był tuż obok niego niewidzialny a obecny? Bo Gontran nie mógł o tem wątpić, w przedkoju nie było nikogo.
Nagle dziwny uśmiech wykrzywił usta młodego człowieka... nakoniec udało mu się dojść natury i pochodzenia tego szmeru... Było to bicie własnego jego serca, którego uderzenia przyspieszało wzruszenie....
— Doprawdy, — szepnął wicehrabia, — nie poznaję sam siebie!... Dla czegom ja tak okropnie słaby?... Powiedziałby kto, że się boję!... Odwagi, odwagi przecież!... Jedna chwila opóźnienia może w niwecz obrócić wszystko.... Pójdę już pewnym krokiem, aż do końca.
Tak sformułowawszy swe postanowienie, Gontran zapalił świecę; ręka już mu nie drżała teraz, następnie otwarłszy drzwi drugie, wszedł do salonu.
Salon ten, najwspanialszy z wszystkich, numerów hotelu, miał cztery okna.
Dwa z nich wychodziły na główny dziedziniec. Dwa inne zwrócone były na tylne podwórze, na którem znajdowały się stajnie i wozownie.
Przestrzeń kilku stóp oddzielała je od łagodnie pochyłego dachu szopy, będącej częścią zabudowań hotelowych.
Salon umeblowany był i przybrany z tym zbytkiem pospolitym i banalnym, który odnajdujemy we wszystkich wielkich hotelach francuzkich i europejskich wogóle, tak wiecznie jednakim, że wnętrze każdego z nich podobne jest zawsze do wszystkich innych. Kto zna jeden taki hotel, ten zna ich tysiąc. Powiedziałbyś dwie jednakie całkiem, bliźnięce fotografie.
Czyż potrzeba opisywać owe sześć foteli i kanapę palisandrową, pokryte pąsowym adamaszkiem jedwabnym, firanki dobrane do mebli, stół okrągły z strzyżonym dywanem oszytym frendzlą, złocony zegar, oleodruki po dwadzieścia pięć franków w ramach za pięćdziesiąt talarów?