Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/201

Ta strona została przepisana.

szary ich były dość odlegle od hotelu »Marynarki Królewskie«, przeto nie przybyli oni jeszcze.
Komisarz policyi przystąpił natychmiast do śledztwa.
— Więc to pan zajmujesz ten apartament? — spytał barona Polart.
— Tak panie, to ja.
— Gdzież jest mebel wyłamany?
— To biurko.
— Cóż ono zawiera?
— Znaczne sumy pieniędy i ważniejsze nad te jeszcze papiery....
— Czy pieniądze te i papiery lub część ich została panu zabraną?...
— Nie, panie, dzięki nadejściu mego przyjaciela, pana wicehrabiego de Presles...
— Czy pan wicehrabia de Presles znajduje się tu jeszcze?
— Jestem, panie... — odpowiedział Gontran słabym głosem i zaledwie podnosząc się z miejsca.
— Racz mi pan opowiedzieć fakta, których byłeś świadkiem.
Tak zainterpelowany wprost Gontran, zawahał się i rzucił rozpaczliwe spojrzenie w stronę barona Polart.
Ten ostatni wmięszał się.
— Panie komisarzu, — rzekł, — mój przyjaciel walczył dość długo na pięście ze złoczyńcą.... Dięki Bogu nie odniósł żadnej ważniejszej rany, ale ta walka zmęczyła go okropnie, wyczerpała całkowicie.... Sama twarz jego, jak pan się możesz przekonać, jest dowodem tego zupełnego wyczerpania sił....
— To prawda; jednakże, aby być powiadomionym o głównych szczegółach, nieodzownie mi jest wysłuchać pana de Presles....
— Szczegóły te ja znam równie dobrze jak on, opowiadał mi je bowiem przed chwilą.... Jeśli pan przeto zechcesz wysłuchać mnie w jego obecności, ja opowiem za niego, a w razie gdybym miał popełnić jakąś małą omyłką, on ją może poprawić natychmiast.
Komisarz skinął głową na znak zgody.
— Muszę panu tedy powiedzieć naprzód, — rozpoczął baron, — że wicehrabia de Presles zrobił mi ten zaszczyt, że przyjął moje zaproszenie na śniadanie, które tego dnia właśnie dawałem dla grona moich przyjaciół, w jednej z miejscowych restauracyi... Śniadanie to przeciągnęło się do nocy.... Wicehrabia był nieco zmęczony. Zaproponowałem mu więc, żeby poszedł odpocząć nieco do mnie, ja zaś tymczasem pożegnam moich gości... Wyszedł też. Przybył do hotelu, wziął klucz od mego mieszkania i wszedł na górę. Kiedy stanął już w przedpokoju, wydało mu się, że słyszy jakiś szmer dziwny, który zdawał się dochodzić go od strony salonu. Otworzył śmiało drzwi i znalazł się wobec jakiegoś człowieka, który w zupełnej niemal ciemności zajęty był wyłamywaniem biurka i któremu zajęcie to tak dalece się powiodło, że w chwili, kiedy pan de Presles drzwi otworzył, zamek biurka odskakiwał właśnie.... Wszakże dokładniem to wszystko opowiedział kochany wicehrabio? wszakże to tak mi opowiadałeś?...
— Tak, — wybąknął Gontran, — wszystko jest dokładnie i wiernie opowiedziane... tak się rzecz miała właśnie....
Baron mówił dalej:
— Pochwycony tak niespodzianie na gorącym uczynku, złodziej odwrócił się i stanął oko w oko z wicehrabią, na którego rzucił się natychmiast jak tygrys podnosząc broń, wyłamywania biurka....
Komisarz policyi i spytał:
— Jakaż to była?...
— Sztylet szczególniejszego i ciekawego kształtu...
— Cóż się stało z tym sztyletem?
— Oto jest, — ozwał się pan Polart pochylając się i podnosząc z dywanu sztylet wenecki, który wziął za ostrze i rękojeścią podał komisarzowi.
Gontran poczuł dreszcz, co go przebiegł od stóp do głowy i zimny pot, taki jaki występuje na czoło konającego, zmaczał mu włosy.
Ten sztylet, który pan Polart wręczał komisarzowi policyi, należał, jak wiemy, do niego; stanowił on część zbrojowni jego sypialni; znało go ze dwadzieścia osób i mógł on stać się przeciw niemu straszliwą bronią, gdyby kiedy przyszła ochota baronowi zadenuncyowania tego, którego uniewinniał w tej chwili.
Urzędnik przyjrzał się bacznie i starannie sztyletowi.
— Nie jestem ja wielkim znawcą w tym przedmiocie, — rzekł wreszcie, — ale zdaje mi się, że ten sztylet musi mieć znaczną wartość....
— Bez wątpienia, — odpowiedział baron, — jest to broń starożytna, w bardzo pięknym stylu, która wartą jest conajmniej dziesięć do piętnastu luidorów...
— Jakimże sposobem mogła się znaleźć w ręku prostego rabusia?
— Prawdopodobnie skradł ją gdzie u jakiego rusznikarza albo gdzie w składzie antykwarskim.... Gotów jestem założyć się, że sam nie domyślał się wartości....
— To wielce prawdopodobne, w samej rzeczy...
— Panie komisarzu, czy mogę opowiadać dalej?
— Możesz pan i proszę o to bardzo....
— Mówiłem zatem, — podjął pan Polart, — że złodziej rzucił się z dziką zajadłością na wicehrabiego de Presles. Byłoby już po nim, gdyby nie był miał tyle przytomności umysłu, że uskoczył w bok i chwycił, niemal w locie, że tak powiem, rękę, która