Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/202

Ta strona została przepisana.

trzymała sztylet.... Obezwładniony w ten sposób w swej morderczej napaści, złoczyńca usiłował powalić pana de Presles. Przypuszczał widocznie, że upadając będzie zmuszony puścić pochwyconą rękę i że wtedy będzie go mógł ugodzić gdzie zechce. Rachunek ten na nieszczęście był słusznym, bo wicehrabia, mimo swej siły i energii, słabnął już pod razami, które nędzny morderca wymierzał mu lewą ręką w twarz i piersi... Krótko mówiąc, miał już uledz po zaciętej kilkuminutowej walce, kiedy nakoniec, a niechaj Niebu będą za to dzięki! przybyłem ja w sam czas właśnie na jego pomoc.... Wobec tej nieoczekiwanej nowej siły, tego nowego przeciwnika, zjawiającego się tak nagle, złodziej dał pokój walce, której rezultat był łatwym do przewidzenia. Rzucił sztylet już mu niepotrzebny i uciekł, jednym skokiem wyskoczywszy przez okno.... Pobiegłem za nim sądząc, że muszę go zobaczyć rozbitego i pokrwawionego na bruku dziedzińca. Zapomniałem zupełnie o dachu szopy, z którego on skoczył zdrów i cały na ziemię i zniknął mi z oczu... Począłem krzyczeć: złodziej, łapcie złodzieja!... zbiegli się wszyscy... Wydałem rozkaz zarekwirowania siły zbrojnej i zawiadomienia pana coprędzej o tem co się stało... Obecnie wiesz pan wszystko, tak dobrze jak pan de Presles i ja...
Po kilkakroć podczas tej dramatycznej opowieści barona dreszcz przeszedł zbitych w gromadkę słuchaczów.
Rzecz oczywista, że nikomu, nie wyjmując komisarza policyi, nie przyszło na myśl nawet, podawać w wątpliwość prawdę opowiadania barona Polart.
Po chwili milczenia komisarz zapytał:
— Pan możesz mi niezawodnie dać dokładny rysopis złodzieja, nieprawdaż
— Z pewnością....
— Czy to był człowiek młody?
— Wydało mi się, że ma lat czterdzieści do czterdziestu pięciu.
— Wzrostu?...
— Więcej niż średniego, tak coś z pięć stóp ośm cali, około tego mniej więcej, jeśli się nie mylę, budowa atlety, ramiona szerokie jak u mnie....
— Jak był ubrany?
— W bluzę z szarego płótna, spodnie niebieskie, sukienną czapkę z lakierowanym daszkiem. Czapka ta była naciśnięta na oczy....
— Włosy?
— Siwiejące i przystrzyżone krótko.
— Broda?
— Całkowita, dość długa i mocno czarna.
— Nie zauważyłeś pan jakiego szczególnego znaku?
— Jeden tylko, ale charakterystyczny.
— Jakiż to?
— Bliznę głęboką i sinawą, idącą od kąta lewego oka aż do początku wąsów i tym sposobem przecinającą policzek na dwie połowy, mniej więcej równe...
Komisarz policyi zrobił gest, oznaczający uzna nie zupełne.
— Trudnoby dać dokładniejszy rysopis! — mruknął.
Potem, zwracając się do wicehrabiego de Presles, dodał:
— Pańskie wspomnienia są prawdopodobnie bezwzględnie równe z tem, co pan tu słyszysz?...
— Najzupełniej, — odpowiedział Gontran, — nie mam ani słowa do dodania lub zmienienia w tem, co panu powiedział pan baron Polart... Byłbym powiedział toż samo najzupełniej....
— Przewybornie, — zadecydował urzędnik. — Nie pozostaje mi nic nad zredagowanie protokułu, który panowie podpiszecie obadwaj,... Następnie zabierzemy się do przeszukania tylnege dziedzińca. Siła zbrojna strzeże w tej chwili wszystkich wyjść i może uda nam się znaleźć jeszcze tego zuchwałego łotra, którego zbrodnicze zamysły nie powiodły się, dzięki widocznej łasce Opatrzności....


XXXI.
CIĄG DALSZY I KONIEC ROZWIĄZANIA DRUGIEGO POMYSŁU GONTRANA.

Niebawem zapalono kilka świec, sekretarz komisarza zasiadł przed stolikiem i począł pisać na arkuszach stemplowego papieru, zeznanie wszystkich okoliczności kradzieży popełnionej tej nocy z włamaniem i wtargnięciem do zamieszkałego domu; najmninjsze szczegóły opowiadania pana Polart były jak najdokładniej powtórzone w protokule.
Kiedy tak komisarz policyi przysparzał roboty sędziemu śledczemu, a Gontran wciąż jeszcze nieporuszony siedział jak przybity na swem krześle, zadając sobie pytanie czy czasem nie śni, baron nie pozostał bezczynnym.
Ze sprzętu wyłamanego przez wicehrabiego, wyjął kopertę wielkich rozmiarów, w którą włożył kilka papierów. To zapieczętował pięciu pieczęciami i na każdej z nich przyłożył sygnet herbowy.
Potem na tej kopercie nakreślił kilka wierszy pismem cienkiem a ściąłem i pod ostatnim wierszem podpisał nazwisko.
Zrobiwszy to, oczekiwał spokojnie na ukończenie protokułu.
Od czasu do czasu rzucał spojrzenie na Gontrana i uśmiechał się z jakimś nieokreślonym wyrazem, widząc przygnębienie młodego człowieka.
Tak przeszedł kwadrans może; wreszcie urzędowy akt został ukończony, odczytany głośno i wyraźnie a nakoniec podpisany.