Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/204

Ta strona została przepisana.

konstatuję z przykrością, że dzisiejszego wieczora nie cieszysz się pan całkowitą pełnią twych władz umysłowych.... Nakoniec zobaczmy cóż to wydaje się panu niejasnem w mojem postępowaniu?
— Wszystko.
— To nieco niewyraźnie.... Określ pan cokolwiek bliżej.
— Naprzód dla czego wołałeś pan, aby łapano złodzieja, zwołałeś cały dom, posłałeś po gwardyę, żandarmów, komisarza?
— Pan mnie pytasz dla czego?
— Tak. Na cóż to mogło się przydać, skoro byłeś pan zdecydowany nie gubić mnie?
— O! głowo bezmózgł! toć właśnie na to przecie robiłem, abyś pan nie był zgubiony!... Nikt prócz pana nie wchodził do mego mieszkania, moje biurko znajdowało się w stanie ot takim. Jakimże sposobem wytłómaczyć i upozorować to włamanie w sposób prawdopodobny, gdybym nie był oświadczył, że pochwyciliśmy złodzieja na gorącym uczynku?... Podwójne nasze zeznanie tylko było jedynym sposobem zapobiegnięcia dochodzeniu, które byłoby wykazało jaknajdowodniej, że złodziej, jak niebądź wielkimiby była jego zręczność i zuchwalstwo, nie mógł bez pomocy drabiny od dachu szopy do okna. Siłą faktów przeto podejrzenie byłoby padło na pana, kiedy tymczasem opowieść moja przetworzyła pana w prawdziwego bohatera.... Czyliż nie postąpiłem sobie wedle najściślejszej ewangielicznej moralności, płacąc dobrem za złe? Pan chciałeś mnie obedrzeć a ja pana sławię! Wszakżem kolosem cnoty!
Baron Polart wymówił ostatnie słowa ze śmiechem.
Gontran próbował uśmiechnąć się również, ale pobladłe jego wargi skrzywiły się tylko z dziwną goryczą.
— To nie wszystko jeszcze... — rzekł wreszcie.
— Cóż więc jeszcze?
— Ta koperta zapięczętowana pięcioma pieczęciami i wręczona przez pana komisarzowi policyi.
— A! a! — zawołał baron z nowym wybuchem śmiechu, — zdaje się, że ta koperta pana zajmuje....
— Przynajmniej podnieca moją ciekawość.
— Zgadujesz pan pewnie co ona zawiera, jak przypuszczam?
— Ani trochę.
— Dajże pan pokój!... — ozwał się pan Polart z poważnym wyrazem szczerego zadziwienia. — Pan nie zrozumiałeś istotnie, żem włożył w tę kopertę tak dobrze opieczętowaną....
— Co?
— A, do licha! toż ten przekaz na pięćdziesiąt tysięcy franków i list pański pisany pod mojem dyktandem przed kilku dniami.
Gontran nagle pobladł jak trup i serce ustało bić przez chwilę.
— A! — wyszeptał, — mówiłeś pan, że nie chcesz mnie gubić a wydajesz w ręce sprawiedliwości ten list... ten przekaz.... Ależ w takim razie... w takim razie... wszystko skończone jest dla mnie... Nie pozostaje mi nic jak umrzeć....
— Uspokójże się, wicehrabio.... Nie potrzebujesz się niczego obawiać, na teraz przynajmniej.... Mogę przecież odebrać tę kopertę, kiedykolwiek zechcę a pokąd ja żyję nikt jej nie otworzy i nie złamie pieczęci.... Pozostaje tylko wypadek nagłej śmierci, ale wypadek to mało prawdopodobny; bo jak pan to wiesz dobrze, zdrowie mam znamienite.... Wiem dobrze, że atak apoplektyczny, któryby mnie zabrał w ciągu pięciu minut, lub spadnięcie z konia, któreby mi złamało kość pacierzową, postawiłyby pana w nader przykrem położeniu... Ale co pan chcesz: pierwsza miłość od siebie. Tak mówi przysłowie a przysłowia zawsze mają racyę.... Musiałem przecież zabezpieczyć się od pana....
— Odemnie? — zawołał Gontran zdumiony.
— Ależ tak, mój Boże, wicehrabio.... Zastanów się nieco nad tem wszystkiem co między nami zaszło i powiedz sam czy ja mogę mieć do ciebie zaufanie. Wczoraj groziłeś mi szpicrutą, aby mnie zmusić do pojedynkowania się z tobą na śmierć. Nie ma godziny jeszcze jak rzuciłeś się na mnie ze sztyletem i gdyby nie siła mej pięści, nie byłoby już w tej chwili barona Polart na świecie. Nic nie dawało mi rękojmi, że jutro nie najdzie cię znów fantazya wysłania mnie na tamten świat i że ku temu celowi nie użyjesz pan jakiegoś genialnego środka, którego imaginacya moja mimo swej bujności odgadnąć nie byłaby w stanie. Teraz jestem zaasekurowany. Dzisiaj wiesz pan, że nagła śmierć moja byłaby dla ciebie nieodwołalną zgubą.... Nietylko zatem, że teraz nie będziesz pan marzył o pozbyciu się mnie w sposób doraźny, ale przeciwnie jeszcze czuwać będziesz z pieczołowitością najlepszej matki nad mojem życiem i chronić mnie będziesz od wszelkiego niebezpieczeństwa.. kiedy zasiądziem u jednego stołu, odsuwać pan będziesz od mego talerza, wszelkie niestrawne potrawy; kiedy pójdziemy razem na spacer, będziesz miał w kieszeni zapas chustek ku ocieraniu z potu mego czoła, by mnie tym sposobem uchronić od zaziębienia; kiedy wyjedziem konno, pilnie wypróbujesz każdego konia zanim mi go pozwolisz dosiąść; nakoniec, wreszcie gdybym był wyzwany na pojedynek, wyzwiesz coprędzei mego przeciwnika i zranisz go lub położysz trupem na poczekaniu, byle tylko mnie uchronić od niebezpiecznego ciosu.