Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/206

Ta strona została przepisana.

najlepszą nadzieję, daje ci słowo, boć ty nie należysz do tych, którychby można odrzucać....
Jerzy Herbert, uprzedzony o ich zamiarach, oczekiwał odwiedzających na schodach pałacu.
— Mój przyjacielu, — spytał go Marceli, — jakże dziś jest hrabiemu de Presles?...
— Bardzo dobrze, chwała Bogu, — odpowiedział mąż Dyanny.
— W takim razie, — ozwał się żywo Raul, — może nas przyjąć i wysłuchać?
— Bez wątpienia, — odparł Jerzy z uśmiechem, — dodam nawet, że uprzedzony już jest o waszem przybyciu... tylko sądziłem, że należy mi wam samym już pozostawić wyjawienie mu przyczyny dzisiejszych waszych odwiedzin....
— A! — zawołał Raul, — obawiam się....
— Czegóż to? czego się lękasz?...
— Jeśli generał mnie nie przyjmie... jeśli ma jakieś inne względem panny Bianki zamysły... nie przeżyłbym tego....
— Odwagi, — zawołał w odpowiedzi Jerzy z tą samą intonacyą ojcowską, z którą toż samo słowo wymawiał przed chwilą Marceli, — nietylko nie umrzesz, ale mam nadzieje, że będziesz żył szczęśliwy.
Raul uścisnął mu rękę serdecznie.
— Zresztą, — podjął Jerzy, — za pięć minut będziesz już znał twój wyrok. Zaprowadzę was natychmiast do mego teścia....
Pokój, w którym się znajdował generał, był ową biblioteką znaną już naszym czytelnikom ze smutnej sceny rodzinnej w dzień owego wieczoru 10-go maja 1830 roku, między hrabią Presles a Gontranem.
W chwili, kiedy Jerzy, Marceli i Raul weszli do tej biblioteki, generał nawpół leżał w szerokim i głębokim fotelu przed hebanowym stołem.
Mimo upału owijał się on starannie w szeroki szlafrok z czarnego aksamitu.
Włosy jego, przerzedzone niezmiernie spływały jak śniegowo płateczki lub pukle srebrzystego jedwabiu w około twarzy matowo białej o żółtawym kolorycie wosku.
Półkręgi blado fioletowe zarysowywały się pod przymkniętemi powiekami i odbijały rażącym kontrastem od bladej cery skóry.
Oczy zapadłe w głąb orbitów patrzały wprost przed siebie nieruchomo z wyrazem niesłychanie bolesnym.
Słysząc otwarcie drzwi, generał podniósł głowę pochyloną na piersi.
Uśmiech szczerej życzliwości okrążył mu usta.
Iskierka radości niemal rozświeciła spojrzenie.
Opuścił fotel swój bez niczyjej pomocy i ze swobodą jakiej trudno się było po nim spodziewać widząc jego osłabienie, podążył naprzeciw gościom, mówiąc im głosem serdecznym:
— Witam was, moi panowie.
Potem kolejno podał rękę Marcelemu i Raulwi, a zwracając się do tego ostatniego, dodał z ponownym uśmiechem:
— Ty, co jesteś młodym, moje drogie dziecko, użycz twego ramienia starcowi.
Raul z serdecznym pośpiechem syna dla ojca odprowadził generała do fotelu.
Jerzy i Marceli wzięli krzesła i siedli naprzeciw hrabiego.
Pan de Simeuse stanął obok niego z lewą ręką wspartą o stół hebanowy, zarzucony dziennikami i książkami, atlasami i pargaminami.
Przez kilka sekund głęboka cisza zapanowała w bibliotece. Marceli dopiero pierwszy przerwał to milczenie.
— Generale, — przemówił, — celem naszej dzisiejszej porannej wizyty jest nietylko chęć złożenia ci naszego uszanowania i czołobitności naszej paniom.... Winienem jeszcze prócz tego dopełnić wobec pana kroku najważniejszego, jaki mi danem było dokonać w życiu mojem calem....
Spojrzenie pana de Presles wyrażało życzliwe zaciekawienie.
— Jakimżbądź będzie krok ten, — szepnął, — pan wiesz, że z góry mogę przepowiedzieć mu najzupełniejsze powodzenie, bo pragnienie moje spełnienia-tego co panu może być przyjemnem jest bez granic.
Marceli pochwycił rękę starca, ścisnął ją serdecznie w obu swych dłoniach i byłby ją przycisnął do ust, gdyby nie opór generała.
Następnie ciągnął dalej:
— Oto hrabia Raul de Simeuse, mój syn przybrany a zarazem syn mego serca. Znasz go od dość dawna już generale, aby módź go ocenić i osądzić właściwie. Wszystko co stanowi istotę człowieka honoru i człowieka serca, uczciwego szlachcica w nim się łączy, za to ja gwarantuję. Szlachectwo jego sięga bez wszelkich wątpliwości aż po wiek dwunasty, pośród swych przodków liczy on dwu marszałków Francyi i dwu gubernatorów prowincyi, jest spokrewnionym z domami książęcemi Latour-du-Pic i Salves-Barry.... Tyle w kwestyi jego rodu. Co do majątku, posiada on od dnia dzisiejszego ośmdziesiąt tysięcy franków rocznego dochodu, bo wszystko co do mnie należy, należy do niego również. A teraz kiedy powiedziałem panu wszystko to, generale, pozostaje mi jedno tylko do dodania jeszcze.
»Raul de Simeuse kocha z całego serca twoją kochaną i śliczną Blankę i mam zaszczyt prosić cię dla Raula o rękę tej dzieweczki.«
Uśmiech życzliwy i dobrej wróżby, którego istnienie już poprzednio zaznaczyliśmy, nie ustąpił ani na chwilę z twarzy starca, póki mówił Marceli.