Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/207

Ta strona została przepisana.

— A zatem, moje, dziecko, — wymówił zwracając się do Raula, — a zatem ty kochasz moją drogą i piękną Blankę, radość mego domu, odmłodnienie mojej starości.... To bardzo pięknie i to mi dowodzi, że jesteś rozumnym chłopcem i masz gust dobry zarazem.... Jeżeli mam być szczerym, wyznam ci, że wiek nie do tyła osłabił wzrok mój, bym już nic był dojrzał poprzednio tego wszystkiego, co się dokoła mnie działo... i przyznać muszę między nami, żem się domyślał nieco tej miłości....
— Ależ w takim razie, panie hrabio, — zawołał Raul z zapałem, przyklękając przód starcem na kolana i chwytając rękę jego, którą okrył pocałunkami, — ależ w takim razie, skoro wiedząc o tem nie położyłeś pan nieprzebytej przeszkody między panną Blanką a mojem uczuciem, to dowód eżś pan aprobował to uczucie, dowód, żeś zgadzał się na przyznanie mnie za swego syna....
— Tylko nie idźmyż znów tak pośpiesznie, — odparł generał, którego umysł nigdy nie był jaśniejszym, jak w tej chwili, — nie idźmy tak szybko... to najlepszy sposób nie cofania się wstecz nigdy potem...
— Panie hrabio, — wyszepnął Raul, — co pan chcesz przez to powiedzieć?... Pańskie słowa poprzednie otwarły mi niebo szczęścia... obecne przerażają mnie....
— A nie masz przyczyny przerażania się bynajmniej, mój kochany synu.... Odkąd cię znam, kocham cię i poważam... niejednokrotnie, chodząc po parku z jednej strony wsparty na twem, z drugiej na Blanki ramieniu, mówiłem sobie po cichu patrząc na was oboje; oto dwoje moich dzieci....
— Skoro tak jest, — wtrącił porywczo Raul, którego przerażenie ustąpiło znów miejsca radości, — skoro tak jest, jestem najszczęśliwszym z ludzi i pan I mi dasz pannę Biankę....
— A! — zawołał pan Presles, śmiejąc się, — otóż jest właśnie miejsce, które należy przechodzić powolutku, krok za krokiem, a które ty przebywasz i w galopie.... Na miłość boską powstrzymajże twój zapęd, iście wulkaniczny.... Tak, dam ci Blankę... tak, oddam ci ją z ufnością i szczęściem... ale prócz mego jest inne jeszcze zezwolenie, które należy ci otrzymać i bez którego moje słowo nie jest zupełnem, nie jest jeszcze obowiązującem....
— Zezwolenie samejże panny Bianki, może?... — zawołał Raul.
— O! co do tego, — odparł pan Presles, — wiem, że je masz... mówię tu o zezwoleniu drugiej mojej córki, Dyanny....
Wyraz niezmiernego zaniepokojenia wybił się na twarzy młodzieńca.
Marceli i Jerzy zdali się zdziwionymi.
— Pojmuję wybornie, generale, — ozwał się pan de Labardès, — że córki pańskiej, pani Herbert, należy zapytać o zdanie jej w tej sprawie oficyalnie i że nieodzownem jest zakomunikować jej naszą prośbę, zanim nam pan zechcesz udzielić oficyalnej odpowiedzi... ale wyraz: zezwolenie, którego pan użyłeś przed chwilą, czyż nie przekracza już myśli pańskiej, pańskich rzeczywistych intencyj?... Pani Herbert, będąc tylko siostrą panny Blanki, czyliż mogłaby domagać się dla siebie praw matki..,. Nie jestże to i twojem zdaniem, Jerzy?...
— Najzupełniej, — odpowiedział mąż Dyanny.
— Mojem wszakże nie jest... — odpowiedział pan Presles. — O! wiem ja dobrze, że legalnie rzeczy biorąc, panowie macie słuszność; ale prawo nie ma nic wspólnego z ustrojem domowym takim, jak nasz.... Dyanna zastępowała matkę, którą biedna moja Blanka utraciła tak wcześnie.... Domagam się przeto, aby Dyanna miała to prawo, jakie przysługiwałyby pani de Presles, gdyby żyła teraz.... Powtarzam wam zatem, zezwolenie moje jest całkowicie podporządkowaniu pod zezwolenie mej córki i od niej teraz jedynie i wyłącznie zależy połączenie Raula i Blanki....
Generał zauważył nieukrywane pomięszanie, które odmalowało się w tej chwili na twarzy przybranego syna Marcelego.
— Ale cóż ci to jest, Raulu? — dodał z żywością; — patrząc na ciebie, sądzićby można, że powątpiewasz o dobrem usposobieniu Dyanny dla ciebie.... Spodziewam się wszakże, że tak nie jest.
— Nieszczęściem, panie hrabio, — wyszeptał Raul, — mam dość powodów do przypuszczania, że pani Herbert nie pogląda na mnie bynajmniej łaskawem okiem.
Pan de Presles począł wypytywać młodzieńca, który odpowiedział mu opowiedzeniem faktów tak dziwnych, tak zdumiewających, które znane nam już są ze zwierzeń, które poczynił już poprzednio Marcelemu i Jerzemu.
— Wszystko to wydaje mi się tak niezrozumiałem i niepojętem... — ozwał się starzec po wysłuchaniu togo opowiadania z serdecznym smutkiem i zakłopotaniem na twarzy. — Nie zechcecie mi panowie wziąć tego za złe, że w rozmowie, dotyczącej losu młodszej mej córki, pragnąłbym sam, bez świadków pomówić pierwej z Dyanną....
Jerzy skłonił się w milczeniu, nie nalegając już.
Marceli, cały zajęty niepokojącym zwrotem, jaki przybierały rzeczy, niezmiernie zmartwiony, przedewszystkiem boleścią i obawą Raula, podniósł się by wyjść i rzekł:
— Nakoniec, panie hrabio, o tej decyzyi tak gorąco przez nas pożądanej, której musimy się zrzec dzisiaj, kiedyż będziemy mieć szczęście dowiedzieć się?
— Jutro niezawodnie, — odparł starzec, — ponieważ dziś jeszcze wciągu dnia pomówię o tem obszernie z moją córką starszą