Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/214

Ta strona została przepisana.

— Mam ci udzielić dobrej wiadomości....
— Dobrej wiadomości, mnie!... — powtórzyła Dyanna.
A po cichu dodała z głębokim smutkiem:
— Zkądżeby przychodziła dobra wiadomość, wiadomość, któraby mnie ucieszyć mogła?... Alboż tu na ziemi jest jeszcze dla mnie szczęście?...
Generał, nie dostrzegłszy wyrazu goryczy, który się odbił w rysach córki, ciągnął dalej:
— Nie chcę cię dłużej pozostawiać w niepewności, bo nie odgadłabyś nigdy... chodzi tu o coś, co ty najbardziej w świecie kochasz...
— W takim razie, mój ojcze, chodzi tu o ciebie, o Jerzego, lub o Blankę....
— Zgadłaś, — odpowiedział generał z uśmiechem, ale wyłącza się twego ojca i męża z tej sprawy... chodzi tu o Blankę, o Blankę wyłącznie.
— Chodzi o Blankę! — szepnęła pani Herbert, drżąc mimowolnie i cała krew jej z twarzy zbiegła do serca.
— Tak, o Blankę....
Generał przerwał sobie nagle i zawołał:
— Ale po co blednąć zaraz, po co tak drżeć, skoro tu chodzi o dobrą przecież wiadomość.
— Co chcesz, ojcze, — odpowiedziała Dyanna, przywołując gwałtem na usta uśmiech, który z nich gdzieś uciekał — co chcesz?... Wiem dobrze, że to słabość, słabość posunięta do śmieszności, ale nic pod tym względem zmienić nie mogę; sama zapowiedź jakiegoś wypadku, jakiegobądź, dotyczącego mojej ukochanej Blanki, sprawia mi wzruszenie, wobec którego jestem bezsilną. Zresztą widzisz, ojcze, że to już przeszło, skoro to co mi masz zwiastować jest szczęściem.
Pan de Presles uścisnął w swych dłoniach ręce Dyanny i rozpoczął ponownie:
— Czy nie jesteś tego zdania ty, coś poślubiła człowieka, którego kochałaś, że największą radością najwyższem szczęściem kobiety na tym świecie jest związek taki, który skojarzyły nietylko konwenanse pozycyi i majątku, ale przedewszystkiem uczucia serca i ducha pokrewieństwo?...
— Bez wątpienia... — wybąknęła Dyanna z nerwową niecierpliwością, — miłość w małżeństwie to niebo.... Ale do czegóż tem zmierzasz, mój ojcze?
— Troszeczkę cierpliwości, proszę cię, — prowadził rzecz swoją dalej generał. — Jakkolwiek daleką obrałem drogę, niebawem dojdę do celu.... Związki podobne do tego, jaki tu wspomniałem, są rzadkie niezmiernie i trzeba Bogu dziękować, gdy one przedstawią się komu z tych, których kochamy....
— Mój ojcze, kończ na miłość boską!
— A więc małżeństwo takie, które wedle mnie przedstawia wszelkie szanse doskonałego, niezakłóconego szczęścia przedstawia się właśnie w tej chwili, kochanej naszej Blance....
Serce Dyanny przestało bić nagle.
— Proszono cię o jej rękę? — wymówiła szeptem.
— Tak.
— Dzisiaj?...
— Przed godziną zaledwie.
— Któż to?
— Marceli de Labardès.
— Dla siebie?
— Dla swego przybranego syna, dla dziedzica a raczej spadkobiercy całego jego majątku, dla Raula Simeuse....
Dyanna poczuła zawrót głowy, poczuła, że szal jakiś straszny ż serca idzie do jej mózgu... pojęła, że z ust jej wpół otwartych miał się wyrwać krzyk rozpaczy i zgrozy; ale pokonawszy siłą woli ten poryw zdołała zapanować nad swem wrażeniem i spytała:
— Co mu odpowiedziałeś, ojcze?
— Że związek proponowany spełniłby wszystkie moje życzenia, że jednak, — ponieważ ty zastępujesz wobec Blanki miejsce matki i że skutkiem tego nadałem ci do Blanki macierzyńskie prawa, — przedewszystkiem należało postarać się o uzyskanie twego przyzwolenia.
— Miałeś zupełną słuszność, mój ojcze, — odpowiedziała Dyanna z dziwną egzaltacyą. — Zatem zezwolenie moje na ten związek, postawione i uważane jest jako rzecz nieodbicie konieczna?
— Toż dałem tego dowód.
— I gdybym ja odmówiła tego zezwolenia, ty zrzekłbyś się, ojcze, proponowanego małżeństwa?
— Zrzekłbym się go, ale z głębokim żalem, z prawdziwą boleścią....
— A więc, mój ojcze, przebacz mi, że ci muszę sprawić tę przykrość tak wielką, ale małżeństwo to jest niepodobnem....
Generał nie mógł zapanować nad nagłem zdumieniem.
— Niepodobnem! — powtórzył — powiedziałaś, że niepodobnem?
— Tak, mój ojcze.
— Dla czego?
Dyanny usta poruszyły się by odpowiedzieć:
— Bo ojciec Raula jest nikczemnikiem, a ten nikczemnik jest zarazem ojcem Blanki.
Ale w chwili wymówienia już słów tych, zbrakło jej do ich wypowiedzenia odwagi, palący rumieniec zalał twarz jej, spuściła głowę i zamilkła.
Przez długą chwilę czekał pan de Presles na odpowiedź córki.
Gdy jednak odpowiedzi tej nie było, podjął znów:
— Zobaczmyż, moje kochane dziecko, zastanów się... toż kochasz Blankę nad wszystko w świecie, nieprawdaż?