Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/220

Ta strona została przepisana.

— A! — wymówiła pani Herbert, — świat jest nikczemnym!
— To, — pomyślał Gontran, — uwaga niezbyt nowa; ale pozwólmy wygadać się mojej siostrze, bo przed upływem trzech minut zrobi to, o co ją proszę.
Wicehrabia nie mylił się.
Zanim upłynęły trzy minuty naznaczone przez Gontrana na wahanie się Dyanny, ta ostatnia przerwała milczenie, którego Gontran strzegł się pilnie przerywać.
— Mój bracie, — rzekła, — ulegam ci....
A widząc, że młody człowiek zamierza wyrażać jej swą wdzięczność, dodała coprędzej:
— Nie, nie, nie dziękuj mi, bo nic nie czynię ja dla ciebie. Ty jesteś złym duchem naszego domu i niemało już nieszczęść dotknęło nas z twojej winy.... Opuściłabym cię więc, jeśli nie bez żalu to przynajmniej bez litości, twemu losowi, na który zasłużyłeś najzupełniej; ale nie chcę, aby grom ten straszny uderzył w serce naszego ojca i skrócił może dni jego. Nie chcę by jakieś reklamacye przychodziły do jego uszu i zamącały mu umysł; niechcę nakoniec przyczynić się do tego, byś wcześniej został panem fortuny, której wstydzący użytek przewiduję z góry! Możesz przeto oznajmić człowiekowi, któremu się zaprzedałeś ciałem i duszą za marne trzydzieści tysięcy franków, że jutro będzie dla niego miejsce u naszego stołu rodzinnego! Idź, Gontranie, możesz teraz być dumny, boś dokazał rzeczy niemożliwej! Dzięki tobie, bezwstydny łotr, nędzny awanturnik, przyjdzie zasiąść jutro między twym ojcem i twemi dwoma siostrami!... Wszyscy przodkowie nasi wraz ze mną wołają: Brawo Gontranie, brawo!
Wice hrabia nie odpowiedział ani słowa.
Ukłonił się Dyannie, jak gdyby kłaniał się osobie całkiem sobie obcej i wyszedł z pokoju, mówiąc sobie:
— Niezbyt ona miła, ta moja pani siostra; ale ba! wszystko jest dobrem gdy się dobrze kończył...


IV.
PRZYGOTOWANIA.

Gontran nie pragnął bynajmniej powrócić przed upływem kilku dni do Tulonu, gdzie bez wszelkiego wątpienia, awantura poprzedniego wieczoru musiała niemało narobić wrzawy.
Jak większość ludzi, których sumienie nie jest zbyt czystem, lękał się ściągnąć na siebie uwagę ogólną nad miarnę.
Opuściwszy pokój Dyanny, wszedł przeto do swego i zasiadłszy przed biurkiem, napisał następujących parę wierszy:

»Mój kochany baronie!«

»Piszę do Ciebie oficyalnie w imieniu mego ojca i siostry a zarazem i w mojem, ażeby Ci wyrazić naczą nadzieję, że zechcesz nam zrobić przyjemność przybyciem jutro na obiad do zamku Presles.
»Czuję się cokolwiek cierpiącym dziś rano i nie mogąc, ku wielkiemu memu zmartwieniu pojechać zobaczyć się z Tobą, obieram drogę przesłania ci tego, listu przez mego lokaja.
»Godzina, w której rodzina moja zasiada do stołu jest niezmienną, bo niepodobieństwem jest czynić jakieś zmiany w trybie życia i nawyknieniach starca. Siadamy zatem punkt o szóstej do stołu.
»Zanim będę miał przyjemność uściśnienia pańskiej rękę, wierzaj mi pan, że Ci jestem całkowicie oddanym.

«Wicehrabia Gontran de Presles.«

Ukończywszy ten list i włożywszy go w kopertę, wicehrabia wydał swemu służącemu rozkaz, by siadł; na konia natychmiast i popędził do Tulonu, tam odnalazł pana Polart, bądź to w hotelu marynaki królewkiej, bądź w klubie, wreszcie, żeby nie wracał nie odszukawszy go i oddawszy mu w ręce listu, któryśmy tu przytoczyli.
Lokaj powrócił we trzy godziny, przywożąc następny bilecik:
»Dzięki za uprzejme zaproszenie, którego Pan byłeś tłómaczem, kochany wicehrabio. Spodziewałem się tego po Panu i szanownej rodzinie, z którą mam honor być związanym odległym węzłem powinnowactwa.
»Jutro pięć minut przed szóstą, będę miał zaszczyt stawić się w zamku Presles.
»Do jutra zatem, kochany mój wicehrabio. Całkiem Ci oddany, jak wiesz.

»Baron Achiles de Polart,
»Kawaler kilku orderów

Dzień przeszedł nie przynosząc z sobą najmniejszego zdarzenia dla żadnej z naszych osobistości.
Generał, któremu od wczoraj gęsty mrok zaciemnił zupełnie, jeśli już nie rozum, to przynajmniej pamięć, zdawało się, że popadł całkowicie w dzieciństwo i Dyanna poczynała niepokoić się na seryo, bo nigdy ataki ojca nie były tak długo trwającymi.
Blanka smutna i głębo zniechęcona mimo swobodnego, wesołego usposobienia, właściwego jej wiekowi, urażoną była na siostrę, trzymała się zdała i oddawała swemu zmartwieniu z nieco romantycznym uporem.