Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/222

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz był czwartek, dzień naznaczony przez wicehrabiego, a raczej przez samegoż pana Polart, na ów obiad, na który zdołał wymusić dla siebie zaproszenie.
Gontran spędził część popołudnia na wydawaniu rozkazów i nadzorowaniu przysposobień.
Przez dziwną, próżność, która może nie była całkiem wolną od niejakiego obrachunku, Gontranowi zależało dziwnie na olśnieniu swego gościa na zaimponowaniu mu roztoczeniem przed jego oczyma przepychu arystokratycznego zbytku, który nietylko wykazuje wielki majątek, ale i ród wielki.
Zazwyczaj obiady w zamku Presles, kiedy rędzina była tylko sama, odbywały się z największą prostotą.
Porcelana japońska w niebieskie desenie zastawiała stół i jeden lokaj obsługiwał wszystkich; Tego dnia Gontran zawezwał całą służbę męzką hrabiego. Lokaje, stangreci, groom, wszystko było wygalonowane i przystrojone w liberyę barw domu Presles’ôw.
Naczynia wyjęto z dębowych rzeźbionych kredensów, gdzie Zazwyczaj spoczywała po za kryształowemi szybami.
Toż samo było z deserowym przepysznym serwisem z sewrskiej porcelany, którym król Ludwik XV obdarował dziada generała.
Każdy z talerzy tego serwisu wart był co najmniej dwadzieścia pięć luidorów.
Co do samegoż obiadu, Gontran polecił był kucharzowi, by przeszedł Samego siebie, piwnicżemu zaś by zeszedł do piwnicy i wybrał co najstarsze, co najlepsze butelki wina.
Dyanna, przechodząc wypadkiem przez salę jadalną w chwili kiedy wicehrabia nadzorował wszystkich tych przygotowań, nie mogła powstrzymać się od wzruszenia ramionami i powiedzenia mu:
— Widząc cię, kochany mój Gontranie, tak zaaferowanego, wiesz, że możnaby pomyśleć, że będziem dziś podejmowali wielkiego pana lub przynajmniej uczciwego człowieka!...
Rumieniec oblókł czoło wicehrabiego.
— No a kto ci dał dowód, — odrzekł, — że pan de Polart nie jest jednym i drugim?...
Dyanna ponownie przybrała wyraz niezmiernej pogardy, odpowiadając:
— O! bądź spokojny, nasi lokaje nawet poznają się na tem.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— To, że z pewnością mieć będą tyle zdrowego rozumu i taktu, że zdziwią się zobaczywszy u stołu swoich panów łotrzyka, którego nie chcieliby widzieć u swego stołu!
Gontrana tem mocniej drażniły te słowa siostry, że uczuł całą ich słuszność.
— Powtarzam ci, — rzekł cierpko, — że nie masz litości....
— A ty, — odpowiedziała Dyanna, wychodząc, — a ty, mój bracie, nie masz godności!...
— A! — pomyślał Gontran sam pozostawszy, — gdybym kiedykolwiek mógł odpłacić ci wszystkie te upokorzenia, któremi mnie raczysz, poprzysięgam ci, kochana moja siostro, że nie zostałabyś moją wierzycielką i że coprędzej dług mój bym uiścił!...
Po kilku minutach wszakże, wicehrabia zapomniał już o swoim gniewie i urazie do siostry, a poświęcił się cały na nowo przygotowaniom, których nadzorował.....
Kiedy już rzeczy wedle jego uznania w zupełnym były porządku, przywołał swego lokaja.
— Janie, — rzekł mu, — posłuchaj mnie uważnie....
— Słucham, panie wicehrabio.
— I powtórz twoim towarzyszom to, co ci tu powiem....
— Dobrze, panie.
— Osoba, która dziś będzie na obiedzie w zamku, jest to jeden z moich serdecznych przyjaciół, pan baron Polart, do którego wczoraj list odnosiłeś... bardzo mi na nim zależy.
— A! i mnie, panie wicehrabio! — zawołał lokaj z naiwnym zapałem.
— A zkądże pochodzi twój entuzyazm, proszę cię? — spytał Gontran z uśmiechem zadowolnienia, bo w umyśle jęgo opinia tego służącego przeciwważała zdaniu Dyanny.
— Ten pan to mi jest dopiero pan co się zowie! — odpowiedział Jan. — Kiedy mu oddałem list pana wicehrabiego, podarował mi dubeltowego czterdziesto frankowego luidora.
— Nie dziwi mnie to bynajmniej z jego strony. Chciałem polecić Ci właśnie, abyś dla niego miał jak największe względy.
— Pan wicehrabia może być spokojny.
— Nazywać go będziesz panem baronem.
— Dobrze, panie.
— Podczas obiadu będziesz się zajmował nim wyłącznie.... Będziesz ciągle stał za jego krzesłom i nalewał mu win najlepszych.
— Pan wicehrabia liczyć może na to, że kieliszki pana barona nigdy nie będą próżne.
— Wybornie. Gdyby wypadkiem pan de Polart nocować miał w zamku, musisz dopilnować, aby pokój dla niego urządzony był jak się należy.... Dasz mu ten apartament w lewem skrzydle... pokój i salon wybity dywanami Bèauvais.... Już wiesz który!
— Doskonale, panie wicehrabio.
— Znasz już szczodrobliwość mego przyjaciela, otrzymałeś tego dowody. Nie potrzebuję ci mówić, że nie zada on jej z pewnością kłamu.... Masz tu, Janie,