Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/228

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz zaraz wszedł w obowiązek a obowiązki te, zgodnie z tem jak go uprzedzono, ograniczyły się na przepisyweniu na czysto przez dwie godziny najwyżej ksiąg pana, na przyozdabianiu pięknem nazwiskiem Poulart przyjacielskich wekslów i na graniu w bilard, paląc i popijając lugduńskie lub sztrasburskie piwo w kawiarniach dwunastego rzędu.
W niespełna trzy miesiące Tymoleon-Achiles był mistrzem pierwszej siły w karambułach i dublach, mógłby był stanąć do walki z wysłużonymi profesyonistami, których imię stanowi dla bilardzistów zamiłowanych taką samą great attraction, jak dobry aktor na afiszu.
Bez wątpienia, czytelnicy nasi nie mogą sobie jeszcze zdać sprawy ze spekulacyi Jana Ludwika Bonnisens i nie rozumieją zupełnie jaki zysk zyskał dla tego ostatniego z połączenia się z Tymoleonem-Achilesem.
Prawnik, bądźcie tego pewni, robił, robił z góry z namysłem i obliczał ściśle.
Dwoma sławnemi cięciwami jego łuku, jak wiemy, było kładzenie podpisów swoich na odwrotnej stronie tych papierów handlowych, które mają tylko wartość pozorną i operacye lichwiarskie, w których występował w roli pośrednika a czasami figuranta skoro istotny wierzyciel pragnął pozostać nieznanym.
Wielu ludzi nieobeznanych z krzywemi sprawami nie wiedzą tego, że weksel wystawiony przez ludzi bez rękojmi dostatecznych, nabiera całkiem innego pozoru, skoro tylko jest pokryty licznemi podpisami i znajduje wówczas głupców, co go wypłacą lub naiwnych przemysłowców, którzy go przyjmą w spłacie.
Jan Ludwik Bonnisens pobierał dziesięć franków za każdy podpis, który położył a drugie dziesięć za dostarczenie drugiego.
Co miesiąc przeciętnie wzbogacał on do dwadzieścia dokumentów przynajmniej podpisem Tymoleona-Achilesa Poulart. Znaczyło to więc przetłomaczono na język cyfr tyleż co dwieście franków wpadających do jego kieszeni, dzięki współpracownictwu młodzieńca, który tym sposobem nietylko już był całkowicie opłacony, ale jeszcze przynosił drobny zysk swemu pryncypałowi.
Niczem to było wszakże i w czem innem zupełnie należało szukać istotnej użyteczności przyszłego barona.
Komisowe, które pobierał agent za każdy zrobiony lichwiarski interes, który przychodził za jego pośrednictwem do skutku, było niezmiernie wysokie, nieprawdopodobne zupełnie.
Pożyczający i zaciągający dług płacił każdy ze swej strony pośrednikowi, pierwszy pięć do cześciu, drugi piętnaście do dwudziestu procent.
Bonnisens miał przeto interes olbrzymi w mnożeniu liczby zawieranych afer i stwarzaniu sobie licznej klienteli.
Każdy wie jakiem jest w łowach książęcych znaczenie naganiaczy.
Zmuszeni są oni wytropić zwierzynę i napędzić ją w stronę strzelców, którym następnie łatwo jest już położyć takową trupem.
Bonnisens wytresował Tymoleona-Achilesa do roli naganiacza w łowach na gołębie, których on sam był wielkim łowczym.
Młodzieniec zawsze przybrany z tą ekscentryczną elegancyą, która tak mu się bardzo podobała, z sakiewką dobrze zaopatrzoną, w kapeluszu filcowym o szerokich rondach, nasadzonym na prawe ucho, uczęszczał do restauracyi i piwiarń i z łatwością zawierał znajomości z tłumami wyrostków nicponiów, synów po największej części uczciwych przemysłowców, kupców, ludzi doskonale majątkowo postawionych.
Między towarzyszami zabaw nie długo czekać trzeba na zwierzenia i zupełną ufność.
Młodzi ludzie naprowadzeni przez zasobnego towarzysza na drogę zwierzeń, zazwyczaj poczynali się uskarżać na swe rodziny, które pozostawiały je w niedostatku pieniędzy.
— Pieniędzy! — wołał wówczas naganiacz. — Jakto! wody są płytkie, grozi wyschnięcie a wy mi nic nie mówicie!... Chcecie pieniędzy?...
— Czy mógłbyś ich nam pan dostarczyć?...
— Niezupełnie; ale prawie... bo mogę się dla was o nie postarać....
— Jakże to?... przez kogo?
— Znam tu jednego poczciwego człowieka, dla którego najwyższą przyjemnością jest dopomaganie młodzieży, synom uczciwych rodzin i wybawianie ich z kłopotu.... Pożycza on na doskonałych warunkach i nigdy nie dokucza zbytnio swym dłużnikom. Jednem słowem jest to raczej ojciec niż wierzycieli Czy chcecie, żebym z nim pomówił o was?
— A! z pewnością, — odpowiadano zazwyczaj.