Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/230

Ta strona została przepisana.

uśmiechającego się mimo przegranej i ztąd niemałe też odnosił korzyści.
Zaledwie zebrał sobie okrągłą sumką dziesięciu tysięcy franków, natychmiast zawiadomił Jana Ludwika Bonnisens, iż należy mu się postarać o innego pomocnika.
— Mój kochany chłopcze, — odparł mu pranik, — żałuję cię bardzo, ale mimo to, że żałuję, przepowiadam ci świetną przyszłość.
— Chętnie przyjmuję to proroctwo.
— Czemuż się poświęcisz teraz?
— Handlowi.
— Brawo... w handlu to najłatwiej jest wykazać swą zręczność bez wielkiego niebezpieczeństwa.... Gdybyś miał kiedy popaść w jaki kłopot, przyjdź do mnie.... Jeśli ci będzie potrzeba jakiejś rady chętnie ci jej udzielę... i nie każę za nic ci płacić....
— Dzięki, kochany szefie i do widzenia.
Plan Tymoleona-Achilesa był z góry obmyślony.
Wynajął, w passage Saulnier, małe mieszkanie na parterze, kazał przybić na drzwiach ładną miedzianą blachę z napisem:

Dom zleceń i transportu.

Sprawił sobie listowy papier z drukowanym nagłówkiem, faktury, księgi handlowe, szafę kasową i t.d. i t.d....
Przejrzał książkę adresową z dwudziestoma pięcioma tysiącami adresów; rozesłał niezliczoną moc cyrkularzy do wszystkich znaczniejszych fabrykantów i kupców w Paryża i na prowincyi, wziął dwóch czy trzech subjektów i nowootwarty jego zakład miał wszelkie pozory przedsiębiorstwa poważnego i uczciwego.
Czy przypominacie sobie, kochani czytelnicy, owego barona de Nucingen, jeden z najwyborniejszych typów, odtworzonych przez Balzaca w Komedyi ludzkiej?
Temu baronowi Nucingen wiodło się wszystko poniekąd mimo niego.... Jeśli założył jakieś przedsiębiorstwo przemysłowe z silnem postanowieniem obdarcia swych akcyonaryuszów, przedsiębiorstwo powodziło się mimo niepomyślnych warunków, rozwijało jak cudem i akcyonaryusze bogacili się zamiast rujnować.
Coś podobnego było z Tymoleonem-Achilesem.
Świeżo założone jego przedsiębiorstwo odrazu zakwitnęło.
Pieniądze i towary napływały ciągle, ofiarowano mu ze wszech stron kredyt.
Krótko mówiąc, ze swemi zdolnościami handlowymi i niezmordowaną swą działalnością, młody człowiek znajdował się na drodze do pozyskania w ciągu lat kilku majątku uczciwie zdobytego i wcale pokaźnego.
Ale ten termin lat kilku wydał mu się za długim, a zresztą należał do liczby tych, którym źle nabyte dobro wydaje się daleko cenniejsze niż wówczas, kiedy jest uczciwie zdobyte.
To wytłómaczy nam dla czego Tymoleon-Achiles po dwóch latach poświęconych na stworzenie sobie znacznego kredytu, podtrzymywanego doskonałą reputacyą, pewnego pięknego wieczora wyjechał za granicę, uwożąc z sobą sumę piędziesięciu tysięcy talarów, osiągniętą za pomocą znacznych zaliczek i sprzedaży większej części towarów, wziętych na terminowe spłaty.
Ulotnienie się to wywołało niejaki rozgłos w świecie przemysłowym i natychmiast zarządzono poszukiwanie bankruta.
Z Brukselli, gdzie się zatrzymał, wysłał Tymoleon-Achiles pieniądze i instrukcye Janowi Ludwikowi Bonnisens.
Ten ostatni manewrował ze zręcznością godną największej pochwały.... Syndyk upadłości był przerobiony a nawet, jak mówiono, przekupiony i dzięki też jego postępowaniu, życzliwemu niemal, zbieg został skazany tylko na dwa lata więzienia.
Trudno było zaprawdę wyjść obronniejszą ręką z całej sprawy!
Zaledwie przebył granicę, Tymoleon zajął się uświetnieniem swej osobistości w tym nowo poczętem życiu.
Skromne nazwisko Poulart, jedyne dziedzictwo po ojcu, bardzo mu się niepodobało, należało je zmienić co najspieszniej.
Ale jakież inne wymyślić na jego miejsce? Młody człowiek rozmyślał długo.
— Wiwat! — zawołał nagle z akcentem tryumfu, — mam już! Jedna litera mniej tylko i de przed nazwiskiem a będę posiadaczem najarystokratyczniejszego w świecie nazwiska jakie tylko wymyślić można!...
»— Tak... to to!... to właśnie!... Poulart było mieszczańskiem, de Polart będzie rycerskiem.
»No, a gdybyśmy tak, ponieważ zabrałem się już raz do tego, poszukali jeszcze jakiego tytułu do tego ładnego nazwiska. Od przybytku głowa nie boli.... Ale jaki tytuł?... Margrabia Polart?... hrabia Polart?... Baron Polart?... Baron mi się podoba i przy nim zostaję... Usuwam Tymoleona, który jest pretensjonalnym... zachowuję Achilesa i odtąd nazywam się baronem Achilesem de Polart.
I w ten to sposób nowy szlachcic wszedł na zasadzie własnego prywatnego dyplomu do kasty arystokratycznej.
Baron de Polart przebył lat dziesięć zdała od kraju rodzinnego, którego zresztą żałował wcale umiarkowanie.
Nieporozumienia ze sprawiedliwością i skazanie go na dwuletnie więzienie nakazywały mu przedłużyć to dobrowolne wygnanie.