Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/251

Ta strona została przepisana.

wszystkich okolicznościach wogóle... spodziewam się, że pan o tem nie wątpisz?...
Gontran, zawsze milczący, wyraził swą zgodę na ten pogląd nowem skinieniem głowy.
Pan Polart ciągnął dalej:
— Doznaję pewnego wyrzutu.... Mówiłem sobie, że przed chwilą odstąpiłem od moich zasad, zbaczając wobec pana z drogi całkowicie prostej i szczerej... Postanowiłem naprawić natychmiast ten błąd niedługo trwały i grać będę z panem w otwarte karty, wyrzuciwszy na stół wszystkie me atuty.... Czy zgadujesz, wicehrabio, do czego zmierzam?
Gontran wstrząsnął przecząco głową.
— A zatem zmierzam do tego: Powiedziałem panu, że skłaniając go do zażądania dla pana Presles kurateli sądowej, miałem na celu jedno tylko, przyspieszenie wypłaty stu pięćdziesięciu tysięcy franków, któreś mi pan winien.... A więc kłamałem.
— A! aha! — wycedził Gontran.
— Wiwat! — zawołał baron, — przerwałeś pan I milczenie.... Jak się zdaje, rzecz zaczyna stawać się zajmującą i pan nadstawiasz już uszów....
— Mów pan dalej....
— To też i czynię. Tak, powtarzam panu, miałem cel inny, cel bez porównania ważniejszy, niż zapewnienie sobie zwrotu sumy... cel, który muszę osiągnąć koniecznie, choćby nawet za cenę, jeśli tego wypadnie potrzeba, największych ofiar....
— A, — spytał wicehrabia, — celów?
— To odjęcie panu hrabiemu de Presles jego ojcowskiej władzy nad panną Blanką, pańską siostrą....
— Cóż pana obchodzi ta władza? — spytał Gontran strwożony.
— Jakto, co mnie obchodzi?... Czy nie rozumiesz pan, że w dniu, w którym pan będziesz z prawa głową rodziny, ja stanę przed panem z miną wielce skromną i nieśmiałą, by prosić, abyś pan raczył przyjąć łaskawie prośbę wielkiej dla mnie wagi.
— Jakąż to?...
— Prośbę o oddanie mi ręki panny Blanki....
Gontran porwał się.
Odrzucił cygaro i podniósł się jakby poruszony sprężyną.
— Czym dobrze słyszał? — zawołał. — Pan zamierzasz zaślubić moją siostrę?...
— Bezwątpienia, podoba mi się bardzo, jest zachwycająca, czarowna, boska, idealna... Ma oczy błękitne, które mię chwytają za serce i jasne włosy, które porywają mą duszę.... To też kocham ją, oszalałem, tracę głowę i rzecz oczywista, pragnę zostać jej mężem....
— Pan?...
— Cóż prostszego i właściwszego?... Nie poraz to pierwszy rodziny Presles i Polart połączyłyby swoją krew i herby, pan to wiesz dobrze!... Różnica wieku nie mogłaby tu być przeszkodą. Jestem wcale dobrze zachowany, mam zdrowie żelazne i mógłbym, gdyby było potrzeba, ożenić się z piętnastoletnią dziewczyną i byłby to związek ze wszech miar dobrany.... Co do majątku, jakkolwiek mniej bogaty niż panna Blanka, jestem jednak pod tym względem, wierzaj pan, partyą wcale dobrą.... Nakoniec kochany wicehrabio, zachowałem na deser dla ciebie przysmak, który powinien przypaść ci do gustu, stanowczym moim zamiarem jest, jeśli małżeństwo, do którego dążę, zostanie zawarte za twem poparciem, ofiarować ci, wychodząc z kościoła, tytułem prezentu ślubnego, zawartość owej koperty, którą w twej obecności oddałem wówczas komisarzowi policyi.... Co, zważ pan i zapamiętaj, znaczy zrzeczenie się spłaty, ni mniej ni więcej, tylko piędziesięciu tysięcy talarów. Czy sądzisz pan, że łatwo ci przyjdzie znaleźć na świecie szwagra tak wspaniałomyślnego?...
Baron umilkł.
Gontran upadł na powrót na sofę.
Prawą ręką podparł głowę, zamyślił się głęboko i smutnie.
Po chwili pan Polart zapytał:
— I cóż?
— Co, — odrzucił Gontran, podnosząc głowę.
— Czyś mię pan słyszał?...
— Doskonale.
— I co mi odpowiadasz?
— Nic.
Brwi barona ściągnęły się ponad oczyma, które rzuciły błyskawicę!
— Jak to! Nic? — zawołał — co pan chcesz powiedzieć?
— Chcę powiedzieć, że bezwątpienia, zgodnie ze zwyczajem, który pan przyjąłeś wobec mnie od dnia, w którym wypadek oddał mię w twoją władzę, chodzi tu poprostu o rozkaz.
— Zdaje mi się, że słowa pańskie powinienem tak przetłómaczyć literalnie: Chcę zaślubić pannę Blankę de Presles, postaraj się w jakikolwiekbądź sposób, aby woli mojej stało się zadość, jeśli niechcesz, żebym cię zgubił!...
— Otóż na to niemam odpowiedzi, tak samo jak nie miałbym jej w dniu, w którym zażądałbyś pan, której z gwiazd z nieba. Przypuściwszy, że rzeczywiście zostałbym głową mej rodziny, wiesz pan, jak ja, że moja nad Blanką władza, byłaby niezmiernie ograniczoną i wiesz, że w czasach, w których żyjemy, nie zmusza się już córek do wychodzenia za mąż.... Jeżeli zatem w tym razie trzeba być panu posłusznym pod groźbą zguby, zgub mię pan zaraz, bo posłuszeństwo nie leży w mej mocy, Kiedy tak mówił Gontran z gorączkowem oży-