Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/266

Ta strona została przepisana.

cynizm i nikczemność brata, doznała na chwilę dziwnej ulgi.
Nagle przecież podniosła głowę i wzrok jej spotkał się z oczyma Gontrąna, a wyraz tych oczu w jednej chwili odsłonił przed nią całą prawdę.
Zadrżała nagle, jakby jej noga nastąpiła na oślizgłe ciało gadu i Zawołała:
— Kłamiesz!... mówię ci, że kłamiesz!...
Gontran począł się śmiać.
— Chwałaż Bogu! — rzekł następnie, — otóż to mi prosto i bez ogródek. Lubię ja takie słowa, co to idą prosto do celu!... wobec nich przynajmniej wszelka dwuznaczność jest niemożliwą!...
— Gontranie, czy ty mnie chcesz zabić doraźnie?
— Niech Bóg broni!
— Zaprzestań więc tej męczarni, zaprzestań te go brania na tortury! Co wiesz?...
— Naprawdę więc jest coś takiego?
— Gontranie, na miłość boską, co ty wiesz?... Gontranie, miej litość, powiedz.
Gontran długiem, nieujętem spojrzeniem ogarnął klęczącą niemal u nóg jego siostrę.
Po raz trzeci wyjął z kieszeni książeczkę o czerwonych, białych i błękitnych brzegach.
Po raz trzeci począł przewracać jej karty z wyrachowaną wszakże powolnością w każdym ruchu, byle tylko przewlec jak najdłużej bolesną męczarnię Dyanny, a wreszcie rzekł:
— Co ja wiem?... Ot, mój Boże, nie więcej nad to, że istnieje w kodeksie karnym artykulik tak brzmiący: Sekcya VI. Paragraf 1. Artykuł 345. Winni uprowadzenia, zatajenia lub porzucenia dziecka, podstawienia dziecka innemu, albo podsunięcia dziecka, kobiecie, która nie zległa... — Gontran zatrzymał się, kładąc nacisk w sposób charakterystyczny na ostatnią część zdania: albo podsunięcie dziecka kobiecie, która nie zległa....
Popatrzył w oczy Dyannie, która w tej chwili więcej podobną była do umarłej niż do żywej i dokończył czytanego artykułu mówiąc:
»Karani będą ścieleni więzieniem
Potem dodał:
— A ścisłe więzienie, moja kochana Dyanno, może tego nie wiesz, stanowi wraz z karą śmierci, cięźkiemi robotami i deportacyją to, co się w języku sądowem zwie karą poniżającą i hańbiącą.
Dyannie zdało się, że w tej chwili otoczyły ją wielkie ogniste kola z szaloną szybkością, potem zdało jej się, że przed jej oczyma zawisła purpurowa zasłona, potem widziała tylko noc głęboką zasianą miriadami iskier.
Czuła, że jej serce bić przestaje....
Pojęła, że upadnie zemdlona, może martwa...
Ale z tą heroiczną odwagą, do której tylko matki są zdolne przeciw obalającej je słabości i z tej niemożliwej walki wyszła zwycięzko....
Podniosła się z uśmiechem, który dłuto wielkiego artysty daremnie usiłowałoby odtworzyć w marmurze i spytała, rzucając na Gontrana spojrzenie płomienne nieufnością i pogardą:
— Cóż więc znaczy to wszystko i jakiż związek według ciebie istnieje pomiędzy groźbami tej książki, a członkami naszej rodziny? Może nie łatwo ci przyjdzie to wytłómaczyć!...
— Więc nie rozumiesz tego, moja kochana siostro?
— Nie, rzeczywiście.
— Do licha, wiesz ty, żeś ty silna, daleko silniejsza, niż przypuszczałem.
— Ponieważ niemam daru odgadywania zagadek?
— O my wiemy oboje, co ja chcę powiedzieć!... ale skoro chcesz koniecznie, mogę postawić, wedle ulubionego wyrażenia pana Polart kropkę nad i... A więc kochana Dyanno, a zauważ, że jestem tak delikatny, że tłumię głos, dając ci żądane wyjaśnienia, artykuł kodeksu karnego, który ci odczytałem przed chwilą, obchodzi wielce zblizka naszą rodzinę, ponieważ trzej jej członkowie wykroczyli przeciw temu artykułowi przez usunięcie dziecka z jednej strony, a przez podsunięcie go kobiecie, która wcale nie zległa, z drugiej strony!... Owoż ci trzej winni nazywają się, generał hrabia de Presles, pani hrabina de Presles, żona jego i panna Dyanna de Presles, ich córka... Jakże, czy teraz wyrażam się dość jasno?...
— Gontranie, — wyszeptała pani Herbert nie przytomna, — Gontranie, co ty śmiesz mówić?
— Ależ najczystszą prawdę, jak sądzę!... Śmiem mówić i będę śmiał dowieść w potrzebie, że Blanka nie jest bynajmniej twoją siostrą, z tej prostej przyczyny, że jest twoją córką.
— Milcz mój bracie... na miłość boską, milcz! — przerwała Dyanna głosem gasnącym. — Zwiedziono cię, albo ty mię chcesz zwodzić.... Wszystko co mówisz, jest fałszem.... Wszystko co mówisz, jest wprost niemożliwe.... Dla Blanki mam serce matki, ale przysięgam ci, że Blanka jest moją siostrą.
Wicehrabia wzruszył ramionami litośnie.
— Biedna moja Dyanno, — rzekł następnie, — daj pokój tym bezpotrzebnym zaprzeczeniom, przypomnij sobie noc 10-go Maja 1830 roku! przypomnij sobie przedewszystkiem, że istnieją zeznania dokładne, napisane twoją ręką i zaopatrzone twoim podpisem! Papier co je zawiera, mam tu, na mojej piersi, a ton z pewnością nie jest sfałszowany!
Z ust Dyanny wyrwał się głuchy okrzyk. Chwyciła się obu rękami za serce, które szarpał ból dojmujący, potem upadła na wznak, bezprzytomna, jak rażona gromem.
— I ten wypadek był przewidziany! — mruknął