Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/267

Ta strona została przepisana.

Gontran, wyjmując z kieszeni flkonink soli angielskich nadzwyczaj silnych i przykładając go do nozdrzy siostry — byłem pewnym zemdlenia i zaopatrzyłem się w antydot... Wszystko idzie dobrze! Za kilka minut kochana moja siostra przyjdzie do siebie, a wtedy poozumiemy się najwyborniej...
Gontran się nie omylił.
Po upływie kilka minut, zmiana w rysach Dyanny okazała, że nieszczęśliwa kobieta powraca zarazem do życia i do poczucia rzeczywistości.
Otwarła oczy a wzrok jej, co padł na brata, wyrażał przestrach, niemal zgrozę.
— Kochana Dyanno, — powiedział Gontran, ujmując ją za ręce mimo jej oporu, aby jej pomódz podnieść się, — byłbym niezmiernie zmartwiony, gdybym zobaczył, że między nas zakrada się jakieś nieporozumienie w chwili, kiedy ja ożywiony jestem jak najlepszemi i najżyczliwszemi względem ciebie chęciami.... Cóż u licha! brat i siostra nie mogą przecież zostać dla siebie śmiertelnymi wrogami z powodu dzieciństwa.... Dzieciństwa!... pyszne słowo... nieprawdaż?... Proponuję ci więc powstrzymać się obustronnie od wszelkich rekryminacyj i pomówić spokojnie o naszych wspólnych interesach, jak to winniby uczynić dobrzy przyjaciele....
Dyanna, podtrzymywana przez Gontrana, usiadła na ławeczce darniowej; chciała mówić, ale głos jej zamierał w gardle.
— Jesteś bardzo wzruszona i pomieszana, widzę to... — ciągnął wicehrabia, — ale uspokój się... nic przecie nie nagli... zwolna przyjdziesz do siebie.... a nawet, jeśli ci to dogodniej, odłóżmy na jutro dalszy ciąg naszej dzisiejszej rozmowy....
Pani Herbert wstrząsnęła głową przecząco.
— Wolisz skończyć zaraz, — mówił Gontran; — masz zupełną słuszność.... Nic lepszego nad jasną sytuacyę... przynajmniej wie człowiek czego się trzymać i unika się przykrej niepewności.... Poddaję się więc twojemu żądaniu... skoro uznasz za stosowne podjąć na nowo rozmowę, możemy do niej powrócić... i bądź przekonana, kochana Dyanno, że cię będę oszczędzał, ile tylko można.... Ku mej wielkiej przykrości, przed chwilą zmuszony byłem mówić cokolwiek bez ogródek, ale ty okazałaś się tak surową dla mnie, że potrzebnem mi się wydało dowieść ci, jak bardzo wyrozumienie dla innych jest potrzebne tym, którzy mają sami ciężki błąd w własnej przeszłości.
Twarz Dyanny oblał gorący rumieniec.
— Skoro znasz smutną tajemnicę mego życia, — wyszeptała, — wiesz dobrze, żem nie była winną!
— Wiem dobrze, że w twojem opowiadaniu nocy 10-go maja 1830 roku przedstawiasz siebie, jako nieszczęśliwą ofiarę zbrodni, której nie byłaś spólniczką i której sprawcy nie znałaś wcale.... Ten sposób tłómaczenia rzeczy nie jest ani zbyt nowym, ani zbyt prawdopodobnym... ale jest wygodny. Takie zadzierżgnięcie posłużyło już do budowy nie jednej powieści i niejednego dramatu... Bola ofiary, to taka wdzięczna rola, bo budzi zajęcie i sypatyę niezawodną.
— A zatem, — zawołała pani Herbert, — ty nie wierzysz w moją niewinność, ty, brat mój?...
— Ja, moja kochana Dyanno, jestem, jak wiesz, cokolwiek scepytyczny, ale zapewniam cię, że uwierzę we wszystko, w co zechcesz żebym wierzył.... Tylko, mówiąc między nami, wielkie szczęście, że Jerzy nie dostał nigdy do rąk tego listu, który byłaś tak nie ostrożną, żeś pisała do niego... Gdyby list ten był go doszedł, bądź pewną, że dziś więcej niż kiedykolwiek byłabyś panią de Presles!... A! ten biedny Jerzy!
Pani Herbert schyliła głowę wobec tej nowej obelgi, która ją dotykała w najdrażliwszą strunę serca.
— Gontranie, — rzekła po chwili milczenia, — jakim sposobem ten list przeklęty wpadł w twoje ręce?
— To już, kochana Dyanno jest tajemnicą, która wyłącznie do mnie należy....
— A którą ja odgaduję, — ciągnęła pani Herbert, — ale czego zrozumieć nie jestem wstanie, to zuchwalstwa świętokradzkiego twojej ręki, która się nie wahała rozedrzeć bez wyrzutu sumienia kopertę z nakreślonym jednym z tych zakazów, których człowiek honoru nie przestępuje nigdy!... Czyż cień matki naszej nie stanął przed tobą, by cię powstrzymać?...
Z kolei Gontran zadrżał widząc, że siostra była tak dobrze poinformowaną o szczególe, który jak sądził, jemu samemu był tylko wiadomy...
Jednakże odpowiedział z zupełną pewnością siebie:
— Nie, kochana Dyanno, żaden cień nie stanął przedemną... Przekroczyłem bez skrupułu i bez trwogi ostatnią wolę zmarłej i radzę ci, abyś mi nie mówiła nic o tem, co czynią ludzie honoru.... mnie, który już honoru nie mam.
— To prawda.... — wymówiła pani Herbert, — zapomniałam....
— W przyszłości więc nie zapominaj!...
Dyanna złożyła ręce i usta jej wymówiły kilka słów niedosłyszanych.
— Ale odłóżmy nabok te bezpotrzebne dyskusye, — mówił dalej wicehrabia, — a powróćmy do rzeczy daleko ważniejszej, która nas musi zajmować oboje.... Fakt, prawdziwy czy fałszywy, nocy 10-go maja 1830 roku, dla mnie jest zajmującym z punktu widzenia swego rezultatu. Pozostawmy zatem fakt, a mówmy o rezultacie o ile można najjaśniej, mówmy o urodzeniu się twej córki....
Pierś Dyanny wzniosła się, a z ust wybiegło długie westchnienie.