Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/276

Ta strona została przepisana.

— Nietylko, nie będzie w tem nic nie legalnego, — odpowiedział urzędnik, — ale przeciwnie, leży nawet w duchu prawa, aby śledztwo tego rodzaju odbywało się w obecności kogoś z domowych.... Możesz zatem bez najmniejszego skrupułu towarzyszyć nam, a dodam, że niepotrzebujesz do tego mego upoważnienia.


∗             ∗

Jak powiedzieliśmy, w tej chwili, w której urzędnicy wchodzili w przedsionek zamku, Blanka wyszła z salonu i podążyła szybko ku bibliotece, gdzie Dyanna i generał znajdowali się razem.
Serce dziewczęcia przepełnione było szlachetnem oburzeniem, gniew i pogarda iskrzyły się w jej oczach.
Kiedy stanęła na progu biblioteki, Dyanna niespostrzegłszy zupełnie wyrazu jej twarzy rzekła:
— Ostrożnie moje dziecko, obudzisz ojca....
— A ty chciałabyś, żeby go zaskoczyli śpiącego!... — odpowiedziała Blanka głosem drżącym; — ty chciałabyś, żeby ten niepokój, który ogarnia człowieka nagle zbudzonego, dodał jedną więcej szansę, do wszystkich szans udania się twego planu! Nieprawdaż moja siostro, że tego byś chciała?...
— Blanko! — zawołała pani Herbert osłupiała, — co znaczą te dziwne słowa?... Powiedziałby kto, że twoje usta i oczy niosą mi groźbę. Blanko, co ja zrobiłam i co ty chcesz przez to powiedzieć?...
— Chcę powiedzieć, że już są ci, których ty tu zwołałaś! Są już, przybyli badać ojca i dowieść tego, co ty u niego nazywasz obłędem!... Przybyli ogłosić w imieniu dwojga jego dzieci, że ze wszystkich praw jego, pozostaje mu tylko prawo życia! Idź siostro moja, idź połączyć się z tymi ludźmi, których prawo czyni swymi wspólnikami!... Ja pozostanę przy ojcu, by w nim obudzić pamięć, by przywołać do życia jego rozum... pozostanę i z bożą pomocą starzec i dziecko pokonają zasadzki chciwego syna i niewdzięcznej córki.... Ja zostanę, ale ty odejdź, jeżeli się boisz jego przekleństwa, odejdź, bo już się budzi, a ja mu powiem wszystko!
— Blanko, — wyszeptała Dyanna, którą dławi — wiły konwulsyjne łkania, — Blanko, gdybyś wiedziała!...
Poraz trzeci z tym nakazującym tonem królowej, który się domaga posłuszeństwa, dziewczyna powtórzyła:
— Odejdź!...
Pani Herbert schyliła głowę.
Nie był to już głos ukochanej Blanki, co w tej chwili brzmiał dla niej, ale raczej nieubłagany głos fatalizmu.
— Odwagi, odwagi, — pomyślała, — dochodzę do szczytu Kalwaryi... upadam pod ciężarem cierpień... Kiedy już miara będzie przepełniona, kiedy już sił mi zbraknie, kiedy poranione nogi ugną się podemną... Bóg będzie miłosierny i zeszłe mi śmierć.
I nie odpowiedziawszy ani słowa córce wypędzającej ją, wyszła chwiejnym krokiem, złamana.
Generał i Blanka pozostali sami w obszernej komnacie.
Wówczas między starcem a dzieckiem odbyła się scena, którą tu opowiemy.
Zaledwie drzwi zamknęły się za Dyanną, Blanka przypadła do kolan hrabiego, który na wpół otwierał powieki i chwytając obie jego ręce i przyciskając je do serca, zawołała:
— Ojcze mój, to nie dość zbudzić się ciałem, trzeba ci zbudzić się duszą.. Ojcze, posłuchaj mnie, ojcze słuchaj!... Ja chcę tego!...
Starzec pochylił się naprzód i przyłożył do czoła Blanki usta, które okrążył słaby i blady uśmiech.
— Czego ty chcesz odemnie moje dziecko?.. — wybąknął wreszcie.
— Chcę, — podjęła dziewczyna, magnetyzując starca swoim wzrokiem, zkąd tryskał strumień niesłychanie silnej woli, — chcę, żebyś zrzucił z siebie ten sen, w którym pogrążony jest twój umysł, a który nie może trwać dłużej!... Koniecznem jest, aby stało się światło w tobie, koniecznem, by ożyła twa pamięć!... Trzeba ci wrócić myślą w lata twej młodości wojowniczej... w te chwile, w których biły bębny bojowe i grały trąby... gdzie zdała od chwili do chwili rozlegał się ryk armat.... Powstań mój ojcze, powstań... to dzisiaj dzień bitwy.
Starzec już posłuchał.
Stał przed nią, ożywiony, przeobrażony zupełnie.
Wysoka jego postać, zgarbiona od tak dawna, jak u stuletniego starca, wyprostowała się nagle.
Oczy zapadłe i zblakle błyszczały ogniem i głosem też silnym, stanowczym, zapytał;
— To dzień bitwy, powiadasz moje dziecko!... A więc powiedz mi, gdzie nieprzyjaciel.
Pośród męczarni, które ją dręczyły, Blanka poczuła na chwilę najwyższą radość.
Zdało się jej, że Bóg ją wysłuchał i że na gorącą jej modlitwę zesłał cud.