Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/277

Ta strona została przepisana.

— Ojcze, — odpowiedziała, — nieprzyjaciel jest w twym domu.
— Słyszę cię, ale nie rozumiem, — któż jest tym nieprzyjacielem?
— Twoje dzieci.
— Mój syn Gontran?
— Gontran i Dyanna.
— Dyanna, moim nieprzyjacielem?... to niepodobna!
— I ja tak sądziłam jak ty ojcze, ale niestety, myliliśmy się oboje! Na miłość boską, niewątp o moich słowach, bo teraz nie czas na rozprawy, trzeba działać.
— Działać przeciw nim! czegóż oni chcą?
— Chcą odrzeć cię za życia z władzy... z praw twoich... z majątku... mówią, że jesteś obłąkany, domagają się dla ciebie kurateli....
Wyraz przerażającej boleści, najwyższej, jaką człowiek przenieść może za życia, odbił się w rysach hrabiego de Presles.
— Nieszczęśliwi! — wybąknął, — nieszczęśliwi!... Gontran... niemal bym to pojął... Ale ona... ona... moja córka... Dyanna... O! mój Boże....
— Mój ojcze... — przerwała Blanka z silą — powtarzam ci, trzeba działać!...
— Czas więc nagli?
— Tak, czas nagli!... Oni ze swej strony już działają....
— Cóż zrobili?
— Urzędnicy na ich wezwanie przybyli właśnie do zamku.
— Co! już?
— Już, mój ojcze, a jeśli ty nie zejdziesz do nich, za kilka minut oni z pewnością przyjdą do ciebie.
Generał chwycił się obu rękami za czoło, jak gdyby chciał powstrzymać w zmąconym mózgu rozpraszające się myśli.
Blanka z nieopisaną trwogą śledziła każdy ruch jego.
— Masz słuszność, ukochane moje dziecko, — rzekł pan de Presles nagle, — masz słuszność, że to dzisiaj dzień bitwy i dowiodę, że stary generał nie poddaje się przynajmniej bez walki...
— Czekaj tu na mnie moje dziecko, za kilka minut powrócę.
I starzec, przeszedłszy bibliotekę krokiem pewnym, niemal spiesznym, wszedł do swej sypialni.
Blanka złożyła ręce i myśl jej pobiegła ku niebu rzewną modlitwą, hymnem wdzięczności pałającej, bezgranicznej.
Bo też w istocie jej głos dziewiczy wznowił cud. biblijny dawidowej harfy, rozpędzającej szaleństwo Raula.
Jak Chrystus wyrzekł do Łazarza: Powstań i idź! tak ona zawołała do uśpionego umysłu starca: Zbudź się! i władze umysłu zmartwychpowstały.
Bo też w budzącej się nadziei, Blanka widziała podwójne zwycięztwo, naprzód tryumf swego ojca, następnie porażkę i wstyd Dyanny i Gontrana, zawiedzionych w swych ojcobójczych pragnieniach....
Drzwi sypialni otworzyły się ponownie i generał wszedł napowrót do biblioteki.
Zrzucił był aksamitny szlafrok, który przywdziewał dotąd zwykle, a przybrał się jak na wielkie przyjęcie.