Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/282

Ta strona została przepisana.

bie, że dla zapełnienia bezdennej tej przepaści, potrzebnym mu jest cały mój majątek. Tego dnia uznał, że żyję za długo już i cofając się może przed morderstwem mego ciała, obmyślił morderstwo mego ducha....
»Tego dnia po raz pierwszy wicehrabia Gontran de Presles pomyślał, że prawo daje mu w rękę broń straszliwą, która się zwie kuratelą....
»Nazajutrz, panowie, otrzymaliście podanie, które was tu dziś sprowadza....«
Nastąpiła krótka chwila ciszy po tych słowach pana de Presles.
Gontran już miał podnieść się z krzesła; już otwierał usta, by odpowiedzieć.
Ale giest nakazujący prokuratora zmusił go, że usiadł napowrót i zamilkł.
— Cierpliwości! — powiedział sobie w niemym, bezsilnym swym gniewnie, — cierpliwości!... przyjdzie i na mnie kolej!...
Hrabia mówił dalej, ale już nie z tym przymuszonym spokojem, którego nie pozbył się był do tej chwili; przeciwnie głos jego teraz stał się przejmującym, była w nim energia groźna jakaś, która mimowolnie przywodziła namyśl zachowanie i słowa zwycięzkiego generała, stojącego na polu walki:
— Słyszeliście mnie, panowie... i wiecie, czym pamięć utracił, jak wam to doniesiono, czy mnie zawodzą wspomnienia, słowem czy rozum mój szwankuje.... Nie wiem, jakie sformułowaliście sobie przekonanie, nie wiem, jaki sąd podyktuje wam wasze sumienie i wasza sprawiedliwość.... Ale aż do dnia, w którym wyrok przez was wydany odsądzi mnie od rozumu a z nim na zawsze od wszystkich praw moich, aż do dnia tego i do tej godziny jestem tu panem, panem wyłącznym, władza moja nie jest ani umniejszoną, ani podzieloną i używam jej na to, aby wygnać z tego domu niegodnego syna, który mnie hańbi i chce mnie zniesławić!... Wypędzam cię, Gontranie, wypędzam i przeklinam!...
Wyrzekłszy straszliwą tę klątwę starzec zwrócił się do urzędników i głosem najzupełniej już spokojnym, spytał:
— Panie prokuratorze, czy to co uczyniłem, byłem w prawie uczynić?...
— Tak, panie hrabio, — odpowiedział skłoniwszy się urzędnik, — prawa ojca rodziny nie ulegają nigdy przedawnieniu i zawsze są święte....
Gontran porwał się gwałtownie, blady, siny niemal z wściekłości, z wykrzywionemi rysami, ale usiłujący panować nad sobą.
— Panie prokuratorze, — wymówił głosem drżącym i zaledwie zrozumiałym, — czy nadejdzie wreszcie chwila, w której i mnie mówić będzie wolno?...
— Chwila ta już nadeszła, — powtórzył sędzia krótko i surowo, — mów pan... słuchamy....
— Acz zręczni i rozumni jesteście panowie, — począł wtedy młody człowiek, — niemniej staliście się ofiarą komedyi, tak zgrabnej coprawda, że z pewnością i ja uwierzyłbym jej, gdybym był na waszem miejscu.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć — spytał prokurator.
— Chcę powiedzieć, że tu panów oszukano, chcę powiedzieć, że generał hrabia Presles, mój ojciec, recytował tu przed chwilą przed wami lekcyę, przysposobioną i wyuczoną już z góry, której on sam nie pojmuje ani znaczenia ani doniosłości.
— Nieszczęsny! — zawołał generał.
— A! panie hrabio, — przerwał prakurator, — to już nie warte nawet odpowiedzi.
— Na miłość boską, panowie, — ciągnął Gontran dalej, — zastanówcie się przez chwilę, zanim dacie się porwać zwodnym pozorem... Przedkładając wam moje podanie o wzięcie ojca mego w kuratelę, wiedziałem doskonale, że pierwszym skutkiem tego podania będzie zjechanie wasze tutaj, celem poddania ojca mego badaniu.... To rzecz niezaprzeczona, nieprawdaż? Gdybym zatem podał za obłąkanego kogoś, który cieszy się w zupełności wszystkiemi władzami umysłu, jak to sądzić możecie z tego, co tu zaszło teraz, w takim razie ja to chyba musiałbym być waryatem, w takim razie przeto ja a nie mój ojciec winienbym być wziętym w kuratelę.
Pozorne prawdopodobieństwo tego rozumowania wywarło niejaki wpływ na przekonanie niemal całkowicie już sformułowane urzędników.
— Wedle pana więc, — spytał Gontrana prokurator królewski, — ojciec pański poprostu tylko recytował przed nami rzecz, której go wyuczono naprzód?...
— Powiedziałem to i przy tem obstaję.
— Któżto, wedle pana, nauczył go tego?
— Panna Blanka de Presles.
— Ja? — zawołała dziewczyna, wylękła.
— Ty, moja siostro! — powtórzył Gontran, kładąc szczególniejszy, przesadny nacisk na te dwa wyrazy: moja siostro.
— Ale, — odpowiedział urzędnik, — jakimże sposobem panna de Presles mogła być z góry uprzedzoną o naszem przybyciu? Boć przecie potrzebowała na to czasu, by przygotować całą scenę i wyuczyć pańskiego ojca!
— Ja to panu powiem, panie prokuratorze, — odparł Gontran.
Potem zwracając się do Raula dodał:
— Panie de Simeuse, albo mylę się bardzo lub też pan pierwszy przyniosłeś wieść o tem co się dzieje teraz w zamku Presles i pędziłeś tu z nią co koń wyskoczy.
Raul niezmiernie zakłopotany, milczał.