Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/283

Ta strona została przepisana.

— Czy to co utrzymuje pan wicehrabia de Presles jest prawdą? — spytał go prokurator.
Wobec tak stanowczego pytania, wszelkie wahanie się było już niepodobieństwem.
Raul odpowiedział więc, ale wielce niechętnie;
— Tak panie, to prawda.
— Znajdowałeś się pan, jeśli się nie mylę, na drodze tulońskiej w towarzystwie pana barona de Labaidés, wówczas kiedyśmy się z nim spotkali.
— Tak, panie, towarzyszyłem memu przybrane mi ojcu.
— Słyszałeś pan naszą rozmowę o podaniu o kuratelę, której się domagano dla pana de Presles?...
— Tak, panie.
— I udałeś się pan do zamku?
— To rzecz oczywista, skoro tu jestem.
— Z kim mówiłeś pan o ważnej nowinie, którą niosłeś pan może z większym pośpiechem niż dyskrecyą?
— Pierwszej osobie, którą spotkałem.
— Któż był tą osobą?
— Panna Blanka.
— W jakim celu czyniłeś pan to zwierzenie?...
Raul zawahał się znowu.
— Mów pan, — powtórzył żywo prokurator królewski, — winieneś pan odpowiadać bez wszelkich zatajeń i z całą szczerością. Pytam pana o prawdę w moim charakterze urzędnika....
— Nie mogę co prawda, wyznaję to, pojąć całkowicie pożytku tego badania, — odparł Raul.
— Nie masz też pan potrzeby go rozumieć; oczekuję od pana odpowiedzi tylko wyłącznie i nic nad to innego.
— Czyż jestem oskarżonym, abym tak obowiązany był zdawać sprawę z moich czynów i myśli?...
— Nie jesteś pan bynajmniej oskarżonym; ale jeśli potrzebnem jest by sprawiedliwość znała dokładnie pańskie czyny a nawet myśli, aby dojść tym sposobem mogła do wątka prawdy, winien jej pan jesteś wówczas szczerą spowiedź, nie wykrętną. Po raz drugi przeto zapytuję. Jaki był cel tych zwierzeń, któreś pan niósł pannie Blance de Presles....
— A zatem panie, — rzekł wreszcie Raul, — chciałem ją ostrzedz przed okropną zasadzką, którą gotowano dla jej ojca.
— To znaczy, żeś pan uprzedzał ją na to, by z kolei ona ostrzegła pana de Presles?...
— Taką istotnie myśl miałem.
Prokurator zamienił kilka słów po cichu z wydelegowanym sędzią.
— Panie wicehrabio, — przemówił następnie, zwracając się do Gontrana, — czy masz pan jeszcze co więcej do powiedzenia nam?
— Z pewnością, panie! — zawołał młody człowiek.
— A więc mów pan, słuchamy.
Gontran rozpoczął tedy z większą już pewnością siebie i większym niż dotychczas spokojem:
— Mój ojciec nie zaniedbał nic, aby przekonać panów, że się znajduje w zupełnem posiadaniu wszystkich władz umysłu i że pamięć dotąd wiernie mu służy... zdaje mu się, że dowiódł panom tego, wyliczając wam wszystkie te pretensye, jakie ma lub raczej jakie wmawiają weń, że ma do mnie.... Ja dowiodę panom i to nieodpartemi świadectwy. że pamięć ojca mego oddawna już zagasła i że chwilami tylko jeszcze zabłyska niepewnym płomykiem.
»Mój ojciec przed oczyma waszemi rozsnuł moje życie, zarzucając mi jako zbrodnię te lekkomyślności młodzieńcze, które każdy mężczyzna, jeśli tylko nie jest świętym, odnajdzie we własnych wspomnieniach.
»Powiedział wam, że byłem niegodziwym! powiedział, że podanie o wzięcie go w kuratelę, było godnem zupełnie takiego życia jak moje i równało się moralnemu zabójstwu.
»Powiedział wam, że jestem zrujnowany; że chcąc zapełnić otaczającą mnie dokoła przepaść, muszę wydrzeć mu majątek i że to był istotny powód mojego podania.
»Jedno jedyne słowo wystarczy mi, by wszystkie te kłamliwe wywody podyktowane memu ojcu, zredukować do ich właściwej wartości.
»Gdyby te, przytoczone przez niego dowody były wyrazem prawdy, byłbym w rodzinie mojej napotkał tylko zasłużoną a głęboką wzgardę, byłbym sam tylko podpisywał podanie, które wówczas bez wątpienia zasługiwałaby na najhaniebniejszą nazwę.
»Ale tak nie jest, panowie.
»Wobec was stoi nas dwoje.... Mam przecież wspólniczkę... czy ośmielicie się narwać ją współwinowajczynią, pomyślawszy o ogólnej czci, która otacza tę, względem której dopuścilibyście się tej obelgi?
»Siostra moja nie solidaryzuje się przecież zoraną w tej przeszłości smutnej, której ciężarem zgnieść mnie chce ojciec. Na nią nie spadnie ten zarzut.
»Siostra moja jest bogatą, bardzo bogatą i osobistym swym majątkiem i znaczniejszą jeszcze fortuną męża... jej przeto nikt nie obwini o rachunek, o spekulacyę, o chciwość.
»A jednak siostra moja przyłącza się do mnie, aby was prosić o wzięcie w kuratelę szlachetnego starca, którego czci i kocha ale u którego, wie to ona dobrze, ciało przetrwało życie ducha i nad którym uważa za roztropne i potrzebne czuwać odtąd jak nad dzieckiem.
Gontran zwrócił się ku framudze okna, w której ukrywała się Dyanna i chwytając ją za rękę z pozorem niezmiernej czułości w rzeczy samej zaś z nieodparta siłą, pociągnął ją bladą i drżącą na środek salonu, mówiąc: