Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/287

Ta strona została przepisana.

już miano «a umarłą.... A! lepiej dla niej było umrzeć istotnie.... Ta Mięta tyje ale jest shańbioną!
Nie było więc dla Marcelego wątpliwości....
Ta kobieta to była ta, którą on ocalił po to tylko by ją zgubić!
Pan de Presles znał nazwisko tej kobiety....
Może po ośmnastu ubiegłych latach, uda się Marcelemu odnaleźć ją wreszcie.
Może danem mu będzie odkupić nakoniec spełnioną zbrodnię i zmazać jeden z dwu ciężkich wyrzutów sumienia, które życie jego uczyniły jednem długiem pasmem męczarni.
Ale aby dojść do tego rezultatu trzeba było pytać pana Presles, trzeba było, aby tenże zechciał odpowiadać... trzeba było, aby był w stanie odpowiedzieć.
Raul, rozradowany nadzieją przyszłego szczęścia, którą mu dawał powrót do przytomności generała, powrót, który on uważał za stanowczy i pewny, nieświadomy zresztą burzy tłumnych myśli, która szalała w głowie i sercu Marcelego, dziwił się szczególniejszemu zamyśleniu swego przybranego ojca i chłodu jakiegoś wymuszonego i roztargnionego, z którym przyjął wylewy jego radości i nieskończone opowiadania o marzeniach na przyszłość i szczęście, jakiem go przejmowały obecne nadzieje.
Gontran, w chwilę po odjeździe urzędników, sam udał się również w drogę do Tulonu, celem zdania sprawy baronowi Polart z rezultatu dnia tego.
Dyanna na skutek burzliwego przejścia swego z mężem, o którem wspomnieliśmy powyżej, nie wchodząc w jego szczegóły, zamknęła się w swych pokojach i na kolanach przed ukrzyżowanym Zbawicielem błagała Tego, który chciał cierpieć i umrzeć za ludzi, aby jej dodał siły i zesłał pociechę, której jej ludzie dać nie mogli.
My wróćmy do generała i Blanki do biblioteki, dokąd dziewczę poprowadziło starca, natychmiast gdy odpoczął tylko nieco po przebytych wrażeniach i mógł już chodzić.
Blanka klęczała przed znanym nam fotelem i w obu dłoniach trzymała prawą rękę pana de Presles.
General zatopiony był w głębokiem zamyśleniu, nietrudno było przecież widzieć po wyrazie jego spojrzenia, że nie była to dawna, bezmyślna zaduma, ale że przeciwnie myśl tam pracowała i żyła całą pełnią.
Gorzki smutek zaciemniał twarz pana de Presles.
Chwilami zmarszczki czoła żłobiły się w groźne linie i z oczu szeroko rozwartych padały błyskawice.
— Ojczulku... — spytała Blanka półgłosem, — jakże ci jest teraz?
— Lepiej mi... dobrze zupełnie... drogie dziecko mego ducha, ukochane dziecię mego serca... — odpowiedział starzec, przyciągając na swe kolana jasną główkę dziewczyny i gładząc dłonią jej piękne włosy.
Petem na nowo zapadł w smutno rozmyślania, na chwilę przerwane.
Zajrzyjmy w te myśli, co despotycznie zapanowały nad umysłem starca.
— Dzisiaj, — mówił sobie, — dzisiaj podjąłem walkę i z Bożą pomocą, jeśli nie odniosłem zupełnego zwycięztwa, to przynajmniej przechyliłem jego szalę.
»Ale oni tem się nie zniechęcą te podłe wrogi, co są memi dziećmi... dziś nieudałe przedsięwzięcie jutro rozpoczną na nowo... stawią mym nogom nowo zasadzki, lepiej ukryte, zręczniej zastawione aż po dzień gdy zmęczony, znękany i zwyciężony, wpadnę w nie bezbronny.
»A dzień to blizki, bo czuję to dobrze, ja sam, że oni nie kłamią, twierdząc, że umysł mój słabnie....
»Tę okropną prawdę oni wreszcie zdołają ukazać sędziom, a wtedy owa kuratela, której się domagają dla mnie, zostanie wyrzeczoną.
»A! gdybyż ci, którzy tak chcą zbezcześcić biały włos mój, nie byli memi dziećmi i gdyby tu chodziło tylko o mnie, powiedziałbym; Mniejsza o to!
«Bo też i mniejsza o to, istotnie. Majątek niepotrzebnym jest w moich rękach, niechże go sobie biorą i podzielą się nim! Niech dzielą się moją władzą, która mi już na nic potrzebną nie jest,... Niech na mojem miejscu panują w tym domu, który ja opuszczę niezadługo i zamienię na mieszkanie, którego mi z pewnością nie pozazdroszczą, bo niem będzie grób.
»Ale czego nie chcę, czego nie zechcę nigdy pokąd życie pionie we mnie najsłabszym choćby płomykiem, póki najmniejsza chociaż iskierka inteligencyi ożywiać będzie moją duszę, to tego, by oni mieli stać się arbitralnymi panami losu i szczęścia ukochanej mojej Blanki.
»Cóżby oni zrobili z tem dobrem, anielskiem dzieckiem?
»Co zrobiła by z swojej córki ta Dyanna, która własnego ojca zdradziła?
«Nie miałżem już dowodów tego? Dyanna opiera się szczęściu Blanki, odmawia z nieubłaganym uporem zezwolenia swego na małżeństwo Blanki z Raulem....
»I dla czego?...
«Daremnie zaklinałem ją, aby mi wytłómaczyła powody tej nieugiętej surowości, nic nie udało mi się wymódz na niej.
»A więc o cóż chodzi! «Dyanna zapoznaje najświętsze prawa ojca, lekceważy, depcze nogami moją ojcowską władzę, zapomina o winnym mi szacunku.
»I ja przeto nie będę się liczył z prawami Dyanny! W obliczu prawa Blanka jest moją córką i do mnie tylko należy. Ja sam też tylko rozporządzać będę przyszłością Blanki,