Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/289

Ta strona została przepisana.

— A dobrze, zrób to....
Blanka nakreśliła szybko kilka wierszy, złożyła papier, wsunęła go w kopertę i zadzwoniła.
— Oddać ten bilecik panu de Labardès w jaknajkrótszym czasie... — rzekł generał do służącego, który się stawił. — Osiodłać miss Arabelle i nie oszczędzać jej.
Lokaj wyszedł.
Ale po kilku minutach ukazał się we drzwiach ponownie z zawiadomieniem, że jazda okazała się niepotrzebną, ponieważ pan de Labardès i pan de Simeuse byli jeszcze w parku zamkowym.
Blanka nie mogła powstrzymać objawu radości.
— Prośże tych panów, aby zechcieli przyjść tu bezzwłocznie, — przemówił pan Presles.
Serce Blanki biło niezmiernie mocno.


XXII.
WSPOMNIENIA GENERAŁA.

Marceli i Raul, w samej rzeczy, nie mogli zdecydować się na opuszczenie zamku, gdzie ich zatrzymywały dwa powody jednako ważne acz natury wcale odmiennej.
Pan Labardès czuł gorące, nieprzeparte pragnienie wybadania pana de Presles i wymożenia-na nim odkrycia, któreby chętnie okupił całym majątkiem i połową życia, które mu pozostawało jeszcze.
Raul de Simeuse pragnął niemniej gorąco znaleźć się w obecności Blanki, bodaj na parę sekund, aby się od niej dowiedzieć coś pewnego o obecnym stanie generała.
To też z jednaką radością i Marceli i Raul dowiedzieli się, że pan de Presles wzywa ich, aby natychmiast do niego przyszli.
W kilka minut wchodzili już obadwaj do bibliotek.
Jedno spojrzenie na rozpromienioną twarz Blanki, dało Raulowi pewność, że się nie omylił.
— Kochany mój przyjacielu, — ozwał się pan de Presles do Marcelego, — nie chciałem opóźniać o dzień jeden, o jedną godzinę, o jedną bodaj minutę odpowiedzi, na którą i tak kazałem wam czekać dość już długo.... Prosiłeś mnie dla przybranego syna twego, Raula de Simeuse, o rękę córki mej ukochanej.... Prośbę tę ponawiasz teraz, nieprawda?
— Tak, z pewnością, panie hrabio! — zawołali naraz Marceli i jego wychowaniec.
— A wiec, Raulu, moje dziecko, — rozpoczął generał, — ty, którego tak często nazywałem moim synem, zostaniesz nim obecnie ściślejszemi węzłami niż węzły serca, które cię już łączyły z nami. Oddaję ci rękę Blanki.
— A! panie hrabio, — wymówił młodzieniec z trudnością, radość bowiem i wdzięczność tłumiły mu głos — a! mój ojcze, przysięgam ci, że ją uczynię szczęśliwą....
— Gdybym o tem powątpiewał, nie oddawałbym ci jej, — odpowiedział pan de Presles z uśmiechem. — Kocham cię i szanuję, Raulu i uznaję za godnego mojej Blanki; pewien jestem, że zdolnym jesteś ocenić skarb ten, któremu równego nie ma ten świat.
Następnie zwrócił się generał do obojga młodych:
— Jesteście więc narzeczonemi teraz, moje dzieci i połączenie wasze jest blizkie. Powiedzcie sobie, że się kochacie... pozwalam na to.... Bądźcie szczęśliwi... szczęście tak jest rzadkie na tym świecie...
Już narzeczeni, których, jak się zdało, nic w świecie nie mogłoby rozłączyć, cofnęli się do jednego narożnika biblioteki i ujęci za ręce z oczyma zatopionemi w sobie, utonęli całkowicie w czystem a nieopisanem szczęściu.
Przez chwilę pan de Presles objął spojrzeniem tę zachwycającą grupę, a łzy błyszczały w jego oczach rozrzewnionych; następnie, zwracając się do Marcelego de Labardès, mówił dalej:
— Pan mnie rozumiesz, nieprawdaż, mój przyjacielu? Dość już długo opóźniałem związek tych dwojga dzieci tak pięknych i tak dobrych. W położeniu niepewnem, w którem mnie postawiono, muszę, jeśli nie chcę ściągnąć na siebie zarzutu niewybaczalnej nieopatrzności, spieszyć się skorzystać z praw moich, póki te prawa istnieją jeszcze.... Kto wie, co mi zachowuje przyszłość i kto wie czy ta przyszłość nie pocznie się już od jutra?
— Rozumiem cię, generale, — odpowiedział Marceli — i uznaję, aczkolwiek nie podzielam twych obaw. Dziś przynajmniej odniosłeś świetne zwycięztwo!
— Nie mów tego, mój przyjacielu, — odparł pan Presles, wstrząsając głową; — stary żołnierz jak ja zna się na bitwach i nie daje się bynajmniej unieść złudzeniom, co do wyniku walki. Nie, ja nie odniosłem wcale zwycięztwa.... Nie jestem pokonanym, oto wszystko.... i to już dużo co prawda, ale to nie dosyć. Walka rozpocznie się na nowo niezadługo, a jaki będzie jej koniec? Bóg to sam wie tylko. Przyszłość mnie przeraża; ale jeśli ona zagrażać będzie mnie samemu tylko, poddam się jej bez skargi i szemrania. Oto dla czego tak pragnę połączenia Blanki z Raulem i dla czego pragnąłbym, aby ich małżeństwo jak najprędzej przyszło do skutku.
— Czynisz mnie pan nad wyraz szczęśliwym, hrabio, przyspieszając szczęście tego, który jest dla mnie niemal synem.
— Wtedy dopiero będę miał kilka godzin spokoju, czuję to dobrze, — mówił dalej generał, — skoro będę wiedział, że to małżeństwo uzyskało podwójną a nierozerwalną sankcyę prawa i kościoła.