Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/294

Ta strona została przepisana.

— To co wam powiedzieć, ojcze, winnam to powiedzieć tobie samemu tylko....
— Czy mam cię odejść, mój ojcze? — spytała Bianka.
— Na kilka minut tylko, ukachane moje dziecię, skoro siostra twoja ze mną tylko mówić pragnie.
Blanka przeszła bibliotekę i weszła do sypialni generała.
— Jesteśmy teraz sami, — rzekł wówczas ten ostatni, — mów....
— Mój ojcze, — szepnęła Dyanna, usiłując nadaremnie wszakże pochwycić jedną z rąk staca, by ją do ust przycisnąć, — mój ojcze, ja jestem niewinną tego wszystkiego, com uczyniła przeciw tobie.
— Powiedziałaś to i powtarzasz teraz, aleś tego nie dowiodła!...
— Mój ojcze, — ciągnęła pani Herbet, nachylając się do ucha generała i tłumiąc glos, nabrzmiały wzruszeniem, — mój ojcze, to co zrobiłam, ty byś mi sam kazał był zrobić.... Kochasz Blankę tak jak ja ją kocham sama, a trzeba było ocalić Blankę....
— Ocalić ją! — powtórzył pan Presles, zdziwiony i wylękły. — Ocalić ją!... a przed kimże?...
— Przed Gontranem.
— Czy Gontran jej czem groził?
— Tak, lub przynajmniej mnie groził jej nieszczęściem.
— Jakiemż nieszczęściem?
— Największem ze wszystkich.... Gontran wie, że Blanka jest moją córką... groził, że rozgłosi straszną tę tajemnicę!...
— Nie ośmieliłby się!...
— A! mój ojcze, wszakże wiesz dobrze, że on się na wszystko ośmieli!...
— Brak mu dowodów i brak mu ich będzie zawsze.
— Niestety!... to omyłka!... Dowód okropny, dowód niezbity, znajduje się w jego rękach.
— Dowód niezbity!... w rękach Gontrana!... Drżę cały... Dyanno, cóż to za dowód?...
— List, który pisałam do Jerzego, odkrywając mu całą prawdę nim zostałam jego żoną... ten list, który biedna matka moja nie miała mu odwagi wręczyć.
— O! moje dziecko, moje ukochane dziecko, — zawołał pan de Presles, chwytając Dyannę i przyciskając ją do piersi, — teraz rozumiem już wszystko.... Gontran użył tego listu, aby uczynić z ciebie pozorną swoją wspólniczkę i pod groźbą zgubienia córki trzeba ci było przyjąć nikczemną rolę, którą ci narzucał! Biedna Dyanno... biedna męczennico, ileż ty musiałaś przecierpieć!...
— Cierpiałam... cierpiałam niesłychanie, mój ojcze drogi... i cierpię dotąd jeszcze... i cierpieć będę zawsze, bo Gontran nie zatrzyma się na tej nikczemnej drodze, na którą raz wszedł i będę zmuszona iść za nim wszędzie, gdzie go powiedzie bezgraniczna jego chciwość.... Dokoła siebie jak wczoraj słyszeć będę szept publicznej pogardy... kiedy widząc mnie, mówić będą ludzie: Patrzcie, to ta chciwa córka, która zdradza swego ojca i wydaje go w ręce sądów!... Sama Blanka, Blanka będzie nienawidzieć i pogardzać swą matką, boć ona nie powinna nic wiedzieć o tej okropnej tajemnicy, co mnie zabija!... Ale ty, przynajmniej ty, mój ojcze, będziesz wiedział, że twoja biedna Dyanna cię kocha, że cię szanuje i że byłaby szczęśliwą, o! jak szczęśliwą, gdyby mogła życie dać za ciebie!...
Z trudnością zaledwie mógł zrozumieć generał ostatnie córki słowa, głos pani Herbert bowiem tłumiły całkowicie łkania.
Daremnie starzec starał się ją pocieszyć swemi pieszczoty, biedne jej złamane serce przepełnione wreszcie, wylało się falą goryczy, która je dławiła do tej chwili, od tylu dni już. Jej nerwy, naprężone dotąd rozluźniły się jak zwilgotniałe sznury, cała energia ją odbiegła, cała siła odporu, łkania jej stawały się konwulsyjne i generał zadawał sobie pytanie, ja kim sposobem oczy kobiece tyle łez zawierać mogą...
Nakoniec, zwolna, ten wylew rozpaczy ukoił się... łkania ucichły, źródło łez się wyczerpało.
— O, mój ojcze, — wymówiła Dyanna, — o, mój ojcze, twoja córka jest bardzo, bardzo nieszczęśliwą....
— Odwagi, dziecko moje, — odpowiedział starzec. — Poświęcenie twe jest Szczytnem!... Niech cię świat przeklina i tobą pogardza... ja kocham cię i błogosławię....
— Świat! — powtórzyła pani Herbert, — a! cóż mnie świat obchodzi?... Podeptałabym sądy jego nogami, gdyby ich nie słyszała tylko Blanka, gdyby im nie poklaskiwała i nie potępiała mnie wraz znim.... Słuchaj, ojcze, jedna rzecz jeszcze mogłaby mi dać chwilę radości... a rzecz ta zależy od ciebie.
— Mów prędko... wytłómacz się, a czego pragniesz spełnię natychmiast.
— A więc przywołaj Blanki i wobec niej powiedz, żeś mi przebaczył....
— Ależ ja nie mam ci nic do przebaczenia, moje dziecko....
— Blanka tego nie wie, a prawdy, któraby mnie uniewinniła w jej oczach, ona nie wie i wiedzieć nie może nigdy, wiedzieć nie będzie.... Widzisz przeto dobrze mój ojcze, że powrót do twojej łaski nie może zostać czem innem wytlómaczony, jak twojem przebaczeniem.... Blanka zna dobrze skarby niewyczerpane twego wyrozumienia... będzie sądziła, że wyraz tych wyrzutów sumienia, których doznaję i boleść moja znalazły drogę do twego serca... być może, że cię po-