Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/300

Ta strona została przepisana.

jąć, że kula pistoletowa nie jest właściwem zakończeniem ekspiacji, podjętej przez cały lat szereg za dwie wielkie zbrodnie mego życia. «Bom ja popełni! dwie zbrodnie Raulu....
»Jednej z nich już się domyślasz.
»Może nadejdzie dzień, w którym dowiesz się o drugiej.... Ale o tej drugiej zbrodni dowiesz się tylko odemnie samego... nazajutrz po mej śmierci.
»Nie staraj się zrozumieć tego co ci mówię.... Zagadka ta na teraz jest dla ciebie nieprzeniknioną.
»Powtarzam ci, kochane moje dziecko, cobądź się stanie, nie lękaj się o moje życie.
»Przed upływem dwóch dni otrzymasz odemnie wiadomości.

»Twój przybrany ojciec i kochający cię z całych sił duszy przyjaciel

»Marceli de Labardès.«

∗             ∗

Nazajutrz po opisanym poprzednio wieczorze, ciężki powóz, liczący przynajmniej z pół stulecia wieku, zatrzymał się przed wschodami zamku Presles.
Z powozu tego wysiadł starzec rzeźki jeszcze i dobrze zakonserwowany, mający na głowie (w 1847!...) perukę pudrowaną, mały harcap z kokardą, wielki brylant w żabocie, spodnie sięgające do kolan, jedwabne czarne pończochy i trzewiki z klamrami.
Staruszek ten, którego dziwaczne to przybranie nie czyniło bynajmniej śmiesznym, był seniorem Tulońskich notaryuszy. Od czasu wstąpienia w służbę, to jest od lat czterdziestu pięciu, zajmował on się sprawami domu Presles i był zarazem notaryuszem zmarłego barona Antydesa de Labardès zanim został notaryuszem Marcelego.
Przywoził on generałowi projekt kontraktu ślubnego, o którym już była mowa.
Prócz tego jeszcze miał z sobą akt prawomocny dla Raula i list od jego przybranego ojca.
Akt zawierał autentyczną donacyę wszystkich dóbr, ruchomości i nieruchomości, składających majątek Marcelego.
List zaś był takim:
«Moje kochane dziecko, nie myśl zupełnie o dziękowaniu mi za to co czynię, nie mam prawa do żadnej wdzięczności z twej strony.
»Czyniąc co czynię, uiszczam się tylko z świętego długu.
»Opuszczam natychmiast zaraz Prowancyę. Nie staraj się dowiedzieć co się stanie ze mną, bo nie zdołałbyś dojść tego nigdy. Wierzaj tylko, że zdała czy z blizka, myślą zawsze wśród was będę. Nie żegnam cię listem tym na wieki, raz jeszcze odbierzesz wiadomość o twym starym przyjacielu.
«Zostaniesz mężem panny Blanki de Presles.... Kochaj ją, Raulu.. kochaj, jak na to zasługuje... To twoja powinność a zarazem twe szczęście....
»Żegnam cię... wierz, że cię kocham...

»Marceli de Labardès.«

Raul, z sercem pełnem niepokoju, ze łzami w oczach badał notaryusza.
Odpowiedzi jego wszakże nie mogły żadnych dostarczyć wskazówek, jakichkolwiek choćby donioślejszych.
Po podpisaniu aktu donacyi na korzyść swego przybranego syna, pan de Labardès oznajmił, że natychmiast opuszcza Tulon, zabierając z sobą tylko sumę dwudziestu pięciu tysięcy franków, jedną maleńką cząsteczkę, którą pragnął zachować dla siebie z całego swego majątku.


∗             ∗

Cztery dni upłynęły.
Oznaczono termin ślubu Raula z Blanką, a termin ten był bardzo blizkim.
Wstrząśnienia okropne, których w tym czasie doznał generał, jak się zdało, wywarły wpływ szczęśliwy na stan jego umysłu.
Od czasu owych scen przejmujących, które opisaliśmy w ostatnich rozdziałach, nie można było dopatrzeć się ani luk w jego pamięci, ani osłabienia władz umysłowych.
Blanka zrozumiała teraz, że owa mniemana rywalizacya Dyanny i jej wstręt nieusprawiedliwiony do Raula, były jakiemś przywidzeniem po prostu, złudzeniem, którego prawdziwych przyczyn nie starała się zgłębiać bynajmniej.
Dyanna czuła się szczęśliwą widząc, że dawne uczucie Blanki odzyskać zdołała, tem więcej, że sądziła już, iż je musi utracić na zawsze.
Raul dnie całe spędzał w zamku, zkąd odjeżdżał tylko wieczorem.
Gontran przeciwnie rozłożył generalną swą kwaterę w Tulunie. Zdawało się, że ucieka i lęka się rodzicielskiego domu a nie potrzebujemy dodawać, że wszyscy mieszkańcy zamku przyklaskiwali temu jego postępowaniu i aprobowali je w zupełności.