Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/309

Ta strona została przepisana.

— Masz pan słuszność... — wymówił zcicha starzec. — Niestety synowie nasi zapominają o haśle naszych ojców: szlachectwo obowiązuje!
— Panie hrabio, — podjął prokurator królewski, — odwrócić od pana nieszczęście, które go dotyka, nie było w mojej mocy; ale chciałem, przybywając tu sam bez eskorty żandarmów, oszczędziś panu przynajmniej bezzwłocznego skandalu.
— I dzięki ci za to, panie.
— Syn pański zrozumie bezwątpienia, że wszelkie usiłowanie oporu lub ucieczki byłoby nierozsądne... zrozumie, że jedyną dlań drogą jest udać się ze mną i zasłużyć, poddaniem się prawu, na jakąś resztę wyrozumienia.
— Zrozumie to... tak, panie.
Ostatnie odpowiedzi pana de Presles wymówione były cicho i automatycznie niemal.
Po chwili wahania, spytał:
— Czy pozwolisz mi pan pomówić przez chwilę jeszcze z synem?...
— Właśnie miałem to panu zaproponować.
— Dziękuje więc panu za to ponownie....
Starzec podniósł się i zwolna przeszedł salon.
Pani Herbert, przestraszona wyrazem uroczystym a złowrogim jego twarzy, poszła za nim i spytała w przedpokoju:
— Ojcze, czy pozwolisz sobie towarzyszyć?
— Nie, — odpowiedział pan de Presles, unikając wymówienia imienia Gontrana, — ja. muszę z nim być sam.
Słowa te wymówione zostały tak bezwzględnym tonem nakazu, że Dyanna, nie próbując nawet daremnego obstawania, spuściła głowę i powróciła do salonu.
Generał pewnym krokiem wstąpił na schody; ale stanąwszy na pierwszem piętrze, zamiast iść wprost do pokoju syna, zwrócił się do biblioteki, którą minął i wszedł do swej sypialni.
Na stoliku oyok łóżka leżała pars pistoletów angielskich w oprawie ze słoniowej kości.
Pan de Presles upewnił się, że są w dobrym stanie i nabite; nałożył świeże kapiszony.
Następnie pistolety te włożył do kieszeni swego szlafroka i ponownie przeszedł bibliotekę.
Na ten raz udał się już do Gontrana.
Wicehrabia wychylony przez okno palił cygaro, roztargnionym wzrokiom błądząc po oceanie zieleni parkowych tarasów, roztaczających się dokoła zamku u stóp jego.
Myślał o nowem widzeniu się z Dyanną, któreby stanowczo rozstrzygnęło sprawę proponowanego wczoraj małżeństwa.
Posłyszawszy, że się drzwi otwierają po za nim bez poprzedniego zapukania odwrócił się szybko i stanął niemiały ze zdumienia, na widok ojca.
Po znanych nam zajściach, obecność hrabiego de Presles w pokoju syna była istotnie zdarzeniem niesłychanem, nieprawdopodobnem niemal i Gontran nie dowierzał własnym oczom.
Zdziwienie jego wzrosło skoro zobaczył, że generał zamyka drzwi na dwa spusty i klucz wyjmuje z zamku.
Wicehrabia zrozumiał natychmiast, że grozi mu jakieś okropne acz nieznane niebezpieczeństwo.