Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/31

Ta strona została przepisana.

— Tym sposobem, mój sąsiad Jerzy Herbert, zawdzięcza ci życie?
— Mniej więcej, mój stryju.
— Jestem bardzo kontent, że miałeś sposobność oddać podobną usługę temu młodemu człowiekowi.... Jest to młodzieniec bardzo bogaty, i bardzo szanowany, któremu zarzucić by można dwie tylko rzeczy; — opinie cokolwiek zbyt liberalne, i szaloną rozrzutność z jaką traci swój majątek.., — Nie dla tego, aby napoczynał swój kapitał, nie jest tak głupi aby to czynić; lecz mam przekonanie, że roztrwania prawie cały swój dochód.... Sądzę, że masz zamiar udać się jutro na jego zaproszenie.
— Niepodobna było odmówić, przyrzekłem.
— Dobrześ uczynił.... Z przyjemnością patrzę na twe stosunki przyjaźni z Jerzym Herbertem, który kiedyś będzie twoim sąsiadem....
— Moim sąsiadem... — powtórzył Marce! z tonem zadziwienia.
— Niewątpliwie.
— Jakim sposobom?...
— Kiedy mnie już tu nie będzie, moje dziecię, dom ten będzie twoim....
— Ah! mój kochany stryju, — zawołał młody oficer z żywością, — czyż możesz mówić, czy możesz myśleć o podobnych rzeczach!!...
— Dla czegóż, by nie?... Nie należę do tych, którzy się śmierci boją.... Mam nadzieję żyć jak można najdłużej, lecz nakoniec mam już blizko siedemdziesiąt pięć lat i powinienem przewidywać dzień, w którym willa Labardès zmieni właściciela... Ale jeszcze na to czas.., mówmy więc o czem innem... Jesteś zmęczony, nieprawdaż?...
— Trochę.
— Hieronim zaprowadzi cię do pokoju, znajdziesz go może cokolwiek w nieporządku; lecz żołnierz nie powinien być bardzo wymagającym.... Jakoś tam noc ci przejdzie....
— Wszędzie mi dobrze, mój kochany stryju, a u ciebie lepiej niż gdzieindziej....
— Ale, ale, gdybyś przypadkiem był głodny, Hieronim da ci wieczerzę... Co mówisz o kawałku zimnego mięsa i kieliszku gaskońskiego wina?...
— Nie, nigdy wieczorem....
— Dobry zwyczaj... Doskonały zwyczaj!... wstrzemięźliwość jest matką zdrowiał... A więc, moje dziecię, ponieważ niczego nie potrzebujesz, idź położyć się do łóżka, odpocznij.... Życzę ci dobrego snu.... Jutro nagadamy się do woli.
Marcel uściskał rękę stryja i poszedł za służącym.
Ten ostatni zaprowadził go na pierwsze piętro, do pokoje całkiem zrujnowanego. Obicie nie trzymało się na ścianach, a może w wielu miejscach pożarły wełnianą materyę firanek u łóżka i pokrycie foteli. Dwie szyby stłuczone, zaklejone były papierem pomazanym oliwą.
Hieronim zapalił w jednam z lichtarzy, stojących na kominie, kawałek świecy, dwa cale wysoki i wyszedł z pokoju, mówiąc:
— Śpij pan dobrze, panie Marcelu, jutro przyniosę panu wody i serwetę do pańskiej toalety.
Młody człowiek czuł się prawdziwie wyczerpanym po trudach swej konnej podróży z Marsylii do Tulonu i po wzruszeniach, przebytych w końcu wieczora.
Rozebrał się szybko, i zamknąwszy się na klucz, rzucił się na łóżko, którego materac był niesłychanie twardy, lecz kiedy się odbierze twarde wychowanie, pościel mniej lub więcej mięka jest nieznanącym szczegółem.
Głowa Marcela zaledwie pięć minut spoczywała na poduszce, kiedy sen skleił jego powieki, przynosząc mu wspomnienia niedawnej przeszłości i śniło mu się, że strzałami z pistoletu położył trupem kolejno dwunastu zbiegłych galerników....
Kiedy porucznik otworzył oczy, dzień już był wielki, i radosne promienie wiosennego słońca, oświecały pokój zniszczony.


VIII.
STRYJ I SYNOWIEC.

W parę minut po przebudzeniu się młodego człowieka, ktoś z lekka zapukał do drzwi jego pokoju.
— Kto tam? — zapytał.
— To ja, panie Marcelu, drzwi są od wewnątrz zamknięte.
— Poczekaj chwilę, zaraz ci otworzę.
Porucznik wyskoczył z łóżka i drzwi otworzył.
Zacny factotum niósł wielki dzbanek z wodą, dobrze popękany i serwetę, mówiąc nieśmiało:
— Bądź pan tak dobry, panie Marcel, nie brać tego dzbanka za ucho... jest trochę nadpęknięte, zostałoby panu w ręku.... Jest to moja własna wina, uderzyłem tym uchem o ścianę, kiedym tu wchodził... ucho prawie nowe!...
— Bądź spokojny, mój przyjacielu, obejdę się z tem uchem z jaknajwiększą ostrożnością.
— A co do serwety, — mówił dalej Hieronim, rozwijając ją tak, iż można było widzieć, że same tylko cery były, — racz pan darować, że nie przynoszę panu lepszej. Pan baron powierzył mi klucze od szaf, zawierających całą jego bieliznę, płótna holenderskie, flamandzkie i saskie (Bogu dzięki nie brak ich nam), a ja, stary niedołęga, tak te klucze gdzieś zarzuciłem, że ich znaleść nie mogę; musiałem więc wziąć tę starą serwetę, która mi wpadła w rę-