Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/319

Ta strona została przepisana.

Dyanna przywołał zaufanego sługę.
— Siadaj na koń, — rzekła mu, — jedź do Tulonu, zobacz się z dyrektorom poczty i spytaj go odemnie dla czego to tak się opóźniły dziś listy i pisma...
W południe powrócił służący.
Wszedł do salonu z miną dziwnie pomięszaną, strwożoną, bladą z przestrachu.
— I cóż, — spytała żywo pani Herbert, — co się stało?...
— To, proszę pani, że dzisiaj nie przyszła wcale poczta.
— A czy wiesz dla czego?
— Opowiadają okropne rzeczy.
— Jakież to?...
— Utrzymują, że podpalono z czterech stron Paryż, z którego nie zostanie kamień na kamieniu.... Utrzymują, że krew płynie strumieniami przez ulice, że stawiać będą gilotyny po wszystkich miasta, chjak za czasów pierwszej rewolucyi. W Tulonie galernicy usiłowali bunt podnieść... zabili trzech strażników, wołając, że mają prawo do wolności i że wszystkie ludy są sobie braćmi; nareszcie trzeba było zamknąć ich w więziennym dziedzińcu i wtoczyć na ten dziedziniec działa, przy których stoją kanonierzy z zapalonymi lontami....
Cóż Dyannę obchodzili galernicy?
Ale natomiast głuche te a trwożące pogłoski, były to pogłoskami z Paryża! Czy w głębi całej tej przesady nie tkwi coś prawdy?
Pani Herbert czuła, że w głowie jej się mąci, ale mówiła sobie:
— Odwagi, trzeba walczyć z sobą, trzeba się pokonać. Jestem potrzebną Blance.
Raul tego dnia przybył nieco później niż zwykle.
Jeździł do Tulonu i on również przywoził z tamtąd zastraszające wieści, a jakkolwiek starał się uspokoić trwogę obu kobiet, sam dzielił ją, to było widoczne.
Dzień ten był niesłychanie długim i smutnym nieskończenie. Sny smutne, złowróżbne zapełniły Dyannie krótką odpoczynku chwilę w ciągu nocy, co po tym dniu nastąpiła.
We wszystkich tych snach przed jej oczyma stawał Jerzy. Przemawiał w nich, działał jak istota żywa; ale miał w piersi ranę głęboką i krwawiącą jeszcze, przez którą wraz z tą krwią musiało ujść życie.
Skoro dzień zaświtał, Dyanna powiedziała sobie z rozpacznem przeświadczeniem:
— Umarli... Już umarł!... Nie żyje!...
Jednakże jak wczoraj i wcześniej nawet jeszcze jak wczoraj, pani Herbert i Blanka poszły czekać na skraj alei.
Nie zawiodło ich na ten raz oczekiwanie.
Listonosz niósł ogromną pakę gazet a co lepsza jeszcze list, list od Jerzego!
— A! — zawołała Dyanna, poznając pismo, — on pisze do mnie! Więc przeczucia moje były kłamliwemi! on żyje!...
Otwarła list pisany przez Jerzego o północy w kawiarni w przeddzień walki demokracyi i socyalizmu.
Kiedy go ukończyła nie wymówiła ani słowa. Krzyknęła tylko i padła zemdlona na piasek alei.
List zawierał następne wyrazy:
»Moja droga, ukochana Dyanno, dochodzimy do ostatecznego rozwiązania, do kryzys, której wynik jest bardzo wątpliwym. Jutro stronnictwo, do którego należę, odniesie zwycięztwo lub zostanie w proch startem; ale zwycięzkie czy zwyciężone, brodzić będzie we krwi, bo walka, która się gotuje, będzie straszliwą, taką jak może żadna dotąd z walk bratobójczych ludzi, co cą- synami jednej ojczyzny.
«Rezultat tej walki Bogu jest tylko wiadomym, ludzie nic o nim wiedzieć nie mogą, ja widzieć go już nie będę.
«Mówię Ci to z zupełną pewnością; w chwili, w której ten list otrzymasz, moje serce bić już przestanie od dawna; zasnę w spokoju śmierci, jak zasypia wędrowiec zmęczony z nadejściem wieczora na gościnnem łożu, co mu przyrzeka odpoczynek.
«Jutro kule posypią się na bruk Paryża, jak grad, co czasem pustoszy winnice we wrześniu.... Ja pierś moją nadstawię tym kulom.
»Teraz, kochana Dyanno, masz słowo mej tajemnicy, powód, dla którego cię opuściłem, dla którego dalej żyć jest mi niepodobieństwem takiem, że żyć już nie chcę....
»List, który pisałaś do mnie przed siedmnastu laty, a który wówczas mnie nie doszedł, znajduje się w moich rękach od wigilii dnia mego od was odjazdu. Ty wiesz co list ten zawiera....
»Nie powiadam Ci, że Ci przebaczam, bo nie mam Ci nic do przebaczenia.. jesteś czystą jak anioł, dusza twa i serce są bez zmazy.
»Ja to wszystko wiem, Dyanno i kocham cię i dla tego właśnie, że miłość moja dla Ciebie jest niezmierną, musiałem utracić szczęście, bo nie umiałbym zapomnieć.
»Mimowolnie myśl moja wciąż wracała do tej okropnej nocy, w której ty stałaś się ofiarą, ale nie wspólniczką zbrodni.
»Wszystko wiem, jak widzisz, Dyanno, wszystko, nawet nazwisko winowajcy i nie mam nawet tego prawa, by iść do tego winowajcy i odebrać mu życie, bom moje ja mu winien, bo to człowiek honoru i gdyby nie ja, nigdy... nie, nigdy nikczemny fakt nocy 10-go maja nie byłby został spełnionym.
»Widzisz przeto, że muszę umrzeć, to też umrę.
»Żegnaj, żegnaj mi na zawsze, droga i ukochana moja Dyanno.