Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/33

Ta strona została przepisana.

nem malowany al-fresco, przedstawiającym amorki, kwiaty, owoce i ptaki o różnobarwnem upierzeniu.
Boaserye, rzeźbione cudownie, wyobrażały w pół-płaskorzeźbie sceny pasterskie Bouchera.
Wielkie szafy oszklone, stół na kręconych nogach, krzesła pokryte skórą wytłaczaną w kwiaty złocone, dopełniały dekoracyi i umeblowania.
Nie potrzeba dodawać, że to wszystko pochodziło z czasów zmarłego barona de Labardès, ojca barona Antydesa.
Na pierwsze spojrzenie, rzucone na stół, brwi tego ostatniego zmarszczyły się i istotnie było dla czego!....
Zamiast popękanych fajansowych talerzy, zwykle służących, Hieronim postawił chińską porcelanę... zamiast cynowego nakrycia, błyszczały srebra z herbami Labardèsôw — i na środku wielkiego półmiska srebrnego figurował kawałek zimnego mięsa, przeznaczony na cały tydzień i ubrany pietruszką!!
Nakomec gęste wino gaskońskie, ciemno czerwone błyszczało w weneckim flakonie w złote gwiazdki.
To wszystko stanowiło szalony zbytek, i wywołało owe groźne zmarszczenie brwi, lecz błagalny wzrok Hieronima wybuch powstrzymał.
Baron ukroił dwa kawałki wołowiny i jeden położył na talerzu Marcela, drugi zachował dla siebie.
W kilku kąsach mięso znikło z talerza młodzieńca....
— Czy mogę ofiarować ci więcej, mój chłopcze? — zapytał baron tonem jasno mówiącym: — odmów.
— Dziękuję ci po tysiąc razy, mój stryju. — odpowiedział Marcel, — mam już dosyć.
Twarz pana de Labardès rozjaśniła się, lecz niestety na krótko.
Hieronim wyszedł z sali jadalnej i po chwili powrócił, niosąc drugi srebrny półmisek, z którego rozchodził się przyjemny zapach pieczystego.
— Gwałtu! — myślał baron z niepokojem. — Cóż to za nowe szaleństwo tego starego waryata?!...
Niepewność trwała krótko, rzeczywistość przeszła wszystko, czego się obawiał.
Półmisek, postawiony drżącemi rękami Hieronima, zawierał kurczę rumiane, w miarę upieczone, przęślicznej powierzchowności.
Niemy z zadziwienia pan de Labardès po chwili dopiero odzyskał mowę, i porwany oburzeniem, zawołał głosem piorunującym;.
— Kurczę!?..., — Wszak to kurczę!?... — Tak niech mnie Bóg skarze! to kurczę!....
I głos jego, ile razy wymawiał wyraz kurczę, przybierał coraz wyższą i straszniejszą intonację.
Hieronim, bardzo wzruszony, blady, chwiejący się na małych nóżkach, najpokorniejszym tonem, szeptał mu do ucha:
— Na imię Nieba, panie baronie... na imię Nieba, dobry mój papie, uspokój się... to stary kogut...
Chociaż te słowa wymówione były bardzo cicho, Marcel je posłyszał. Tak były komiczne i wyraz twarzy starego sługi tak dziwaczny, że niepodobna było młodemu człowiekowi powstrzymać głośnego wybuchu śmiechu.
Wobec te; szczerej wesołości, pan de Labardès uczuł gniew znikający, jakby w skutek czarów... nawpół uśmiechnął się i czyniąc gwałtowne nad sobą wysilenie, rzekł:
— A więc, kogut czy kurczę, zjemy go....
Hieronim wyprostował się tryumfalnie.
Baron przysunął półmisek, do siebie, i usiłował zapuścić nóż pod skrzydło niewinnego ptaka, którego nieoczekiwany ukazanie się wywołało taką burzę.
— Tak jest, — powtórzył, zjemy go....
Lecz Marcel nie chciał pozostać w tyle za heroizmem, jaki pan de Labardès okazał w tej okoliczności.
— Kochany stryju, rzekł, kładąc rękę na ramieniu barona, — zapewniam, cię, że nie mógłbym wziąć w usta ani kawałka więcej....Jadłem już lepięj, aniżeli zwykle... Schowaj stryju na obiad to, wyborne pieczyste, czyniące honor talentom kulinarnym Hieronima....
Baronowi naturalnie nie trzeba było dwa razy tego powtarzać.
— Jak chcesz, mój chłopcze, — rzekł odsuwając półmisek; jak chcesz, ale przynajmniej — dodał, — napijesz się kieliszek mego gaskońskiego wina...
— Dziękuję ci, mój stryju...
— Chcesz więc?
— Nie, odmawiam....
— A toż dla czego?
— Nie piję nic, prócz wody.
— Na prawdę?
— Słowo honoru....
— Nie lubisz, czy też z zasady?
— Przez rozsądek... wino złe mi robi skutki... — odpowiedział Marcel z przymusem i nienaturalnym tonem.
Baron zatarł ręce.
— Wiesz co, moje dziecko, — rzekł — istotnie jesteś wzorowym chłopcem, gdybym miał syna, pragnąłbym, aby był do ciebie podobny!!... Trzeźwość i wstrzemięźliwość!... Kiedy posiada się dwie takie cnoty, ma się i inne, i idzie się wysoko!.. Przepowiadam ci piękną przyszłość!
— Przyjmuję tę wróżbę, — odrzekł Marcel, śmiejąc się.


∗             ∗

Po południu tegoż; samego dnia, młody człowiek miał dowód zainteresowania się i sympatyi, jakiemi