Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/46

Ta strona została przepisana.

miłość własna dotknięta do żywego, tak, że krew z serca napływała mu do twarzy.
Spuścił głowę i zamilkł.
Hrabia de Presles mówił dalej:
— To jeszcze nie wszystko...
— Cóż więcej jeszcze?... — zapytał młodzieniec, rzucając na swego ojca spojrzenie, które względem innego, zdawałoby się pełnem gróźb....
— Pomimo świetnego i zaszczytnego tytułu skończonego łotra, do którego zdaje ci się, że masz już prawo, — mówił dalej starzec, — w pewnych rzeczach okazujesz naiwność prawdziwie dziecinną... I tak zrobiłeś znajomość z kilkowa młodymi ludźmi, najsmutniejszymi indywiduami w Tulonie, opanowali cię, pochlebiając twojej próżności i nie przychodzi ci na myśl, że jesteś w ich ręku zabawką. Eksploatują cię i szydzą z ciebie.
Czerwoność twarzy Gontrona stawała się coraz bardziej gorejącą.
— Któż więc mnie eksploatuje? — zapytał głosem drżącym z gniewu. — Kto szydzi ze mnie?...
— Kto?... Ależ do licha, nowi twoi przyjaciele... ci przypadkowi towarzysze, których zaledwie znasz nazwiska!... którzy zjadają trufle, piją szampana... i śmieją się z ciebie za plecami i którzy zmusili cię do zaciągnięcia w ciągu niecałego miesiąca długu, przeszło tysiąc franków wynoszącego, w kawiarni Piace-d’Arme....
— Ah! więc wiesz o tem, ojcze?... — wyjąknął Gontron.
— Oto rachunek, — odrzekł hrabia.
Dzieciak spuścił oczy, ale tym razem z pozorem prawdziwego zmięszania.
Pan de Presles mówił dalej:
— To jaszcze nie wszystko.... Powiedziano było, że będziesz wyeksploatowany aż do dna!... wystrychnięty na dudka! wydrwiony!... W latach, w których nie ma się jeszcze wad, ty masz już występki.. a pomiędzy niemi są takie, które zdawałyby się niezgodne z twemi siedemnastu latami... Jesteś graczem!
Gontron wyciągnął rękę, jakby chcąc zaprzeczyć.
— Jesteś graczem! — powtórzył generał silnym głosem. — Grasz ze swymi nowymi przyjaciółmi, a ci przyjaciele są łotrami, którzy cię oskubują, są złodziejami, którzy cię rabują.
— Złodziejami! — powtórzył młodzik z przerażeniem.
— Tak złodziejami!!... ściskasz rękę greków!... mówisz »ty« ludziom, którzy mieli do czynienia ze sprawiedliwością!!...
— Ależ to niepodobna!! niepodobna!! — zawołał Gontron.
— Czy grałeś przeciwko niby szlachcicowi, każąc mu się nazywać hrabią Ludwik de la Follade?...
— Tak.
— Czy przegrałeś do niego sumę dwóch tysięcy pięćset franków?
— To prawda.
— Nie mając pieniędzy, aby zapłacić tę sumę, czyż nie udałeś się do pewnego przemysłowca, pożyczającego młodym ludziom z dobrych familii na procenta pięćdziesiąt od sta.
— Nie mogę temu zaprzeczyć....
— Otrzymawszy odmowę opartą na twym wieku, czyż nie udałeś się do mego własnego bankiera, który odpowiedział ci, że się namyśli... co się równoważyło nowej odmowie; nakoniec, nie mogąc żadnym sposobem wystarać się o te dwa tysiące pięćset franków, czyż nie podpisałeś hrabiemu Ludowikowi de la Follade rewersu płatnego za miesiąc?...
— Mój ojcze, kto ci to powiedział?
— Oto ten rewers.
— Zapłacony??...
— Nie... lecz oddany....
— Oddany!!... dla czego??...
— Ponieważ prokurator królewski zajmował się sprawami szlachetnego hrabiego... ponieważ wezwany do sądu pan de Follade, próbował wydobyć się z kłopotu szczerością i wyznaniami... ponieważ, nakoniec, z pośpiechem wręczył sędziemu śledczemu ten kawałek papieru, nie mający racyi bytu, ani wartości, ponieważ przedstawiał sumę ukradzioną w grze nieszczęśliwemu dziecku, nie mogącemu jej zapłacić.... Oto w jakie wpadłeś ręce... i dla tego to mówiłem ci przed chwilą: «Gontranie, idziesz na złą drogę!!...« Nie miałeś więc słuszności, jak widzisz, odpowiadając mi, że nie wiesz o czem mówię i że twoje sumienie nic ci nie wyrzuca! Jeżeli sumienie twoje milczy, musi być chyba umarłe! Przed czem niech cię Bóg strzeże, gdyż w takim razie lepieby było gdybyś umarł!!...
Hrabia zamilkł.
Gontron z pochyłonem czołem, twarzy w ogniu, piersiami dyszącemi, zdawał się złamany.
Pan de Presles uczuł litość dla swego syna.
— Lekcya ta wystarczy być może... — myśłał.
I dodał głośno:
— Nie będę ci robił wyrzutów... nie dodam nic więcej do tych, które powinieneś czynić sam sobie.... Żądam jednej tylko rzeczy... pomóż mi, abym zapomniał o przeszłości.... W tym celu, potrzebujesz tylko chcieć, gdyż przyszłość jest w twoich rękach.... Pomyśl, że szlachectwo obowiązuje... nie zapominaj, że nazwisko, które nosisz, doszło do ciebie niesplamione i takie obowiązany jesteś przekazać je dzieciom, które Bóg da ci później i których strzedz będziesz, tak ja strzegę ciebie.... Nie żądam od ciebie żadnej obietnicy, fakta przemawiać będą.... A teraz moje