Strona:PL Defoe and Korotyńska - Robinson Kruzoe.pdf/11

Ta strona została przepisana.

— Bujać będę po błękitach morskich, ujrzę kraje obce, ptaki i zwierzęta, które tu znam tylko z obrazków... To mi będzie życie! — myślał Robinson.
Kupiectwo nie uśmiechało się mu zupełnie. Widział trudy i pracę do tego zawodu przywiązaną, czuł, że nie zdołałby tak usiedzieć na miejscu, jak jego ojciec, że opuszczałby sklep, a tem samem narażałby się na straty.
Jednym słowem — gnało go coś ku nieznanym krainom, odpędzało od książki i kazało mu biedz nad brzeg morski i przyglądać się okrętom.
Pewnego dnia, wybiegłszy z domu pod jakimś pozorem, puścił się do ukochanego portu i z westchnieniem patrzał na przygotowujące się do odjazdu okręty.
A musimy tu dodać, że rodzice Robinsona nie pozwalali mu nawet myśleć o obraniu zawodu marynarza.
— Dość już mieliśmy rozpaczy z powodu tych dwóch utraconych synów — mówili — niechżeż ten choć pozostanie dla nas na starość.
Ale któż powstrzyma pęd marzeń młodego, rozpieszczonego chłopca?