maitym innym pijawkom jeszcze 15 tysięcy. Pozostaje 120 tysięcy czystego zysku, z któremi można robić, co się tylko podoba. Cały świat będzie mówił, że te 120 tysięcy to jego, własność“, że nabył on je „własną pracą“.
To też nasz fabrykant za te 120 tysięcy złotych będzie umiał żyć! O! bo to oni nie obliczają, ile im potrzeba na podtrzymanie sił. Oni żyją tak, jak im się podoba. Teatry, bale, szampańskie wino i karety, zbytki w domu, zbytki przy stole. Żyć przecież można, bo w kieszeni brzęczy nieopłacona praca robotników. Nieopłacona praca pozwoli na wszystko. Z nieopłaconej pracy, z nadwartości żyć będą służący fabrykanta, jego utrzymanki i lokaje, doktorzy, którzy leczą jego pańskie zdrowie, i uczeni, którzy dowodzą, że niema lepszego świata nad ten świat, w którym tak łatwo „własną pracą“ się zbogacać.
A resztę pieniędzy, która mu pozostanie po zaspokojeniu wszystkich zbytkownych potrzeb, nasz fabrykant dołoży do swego milijona, by jeszcze więcej zagarnąć cudzej pracy nadwartości.
Teraz zupełną będziemy mogli dać odpowiedź na pytanie, któreśmy sobie i w tytule i na początku swej książeczki położyli.
Kto z czego żyje? Czy z własnej, czy z cudzej pracy? Kto z czego się utrzymuje? Czy z własnych rąk. czy z cudzych?
Otóż moglibyśmy tutaj podzielić wszystkich ludzi na trzy rzędy.
Pierwszy rząd jest bardzo wielki. Są to ludzie, co żyją albo utrzymują się z własnej pracy. Do tego rzędu zaliczymy wszystkich rzemieślników, co mają swoje narzędzia