była masa ludzi, których gnębiono, i garstka, która gnębiła innych. Przecież od najdawniejszych czasów znajdowali się ludzie, którzy widzieli, że ten porządek jest niesłuszny, niesprawiedliwy; a jednak nic na to nie pomogło: zawsze biednym było źle, zawsze bogatym było dobrze.
A czy nie widzimy teraz, że biedaków coraz więcej na świecie? czy nie widzimy, że nędza rozwielmożniła się teraz straszliwie we wszystkich krajach, a zbytek i swawola próżniaków mnożą się wszędzie niesłychanie.
Wszystko to prawda, najistotniejsza prawda, ale to wszystko nie może nam odbierać otuchy; owszem właśnie z tego widzieć możemy, że koniec dzisiejszego porządku jest tylko kwestyją czasu. Zaraz to sobie wyjaśnimy.
Istotnie, coraz więcej biedaków, co nic własnego nie mają i, trudna rada, coraz więcej być musi. Nie poradzi na to nikt. Rrzemieślnik, kiedy posyła swoje towary na rynek, chciałby dostać za nie jak najwięcej. Nic w tem dziwnego, wszak dołożył do nich tyle pracy, ile mógł. Ale cóż z tej pracy? Fabrykant, który te same wyroby robi w swej fabryce, tyle pracy nie potrzebuje. Jeżeli, dajmy na to, zamek kosztuje ślusarza trzy godziny pracy, to w fabryce ta sama robota zajmie tylko dwie godziny czasu. Ślusarz będzie chciał za swój zamek 3 złote (jeżeli godzina pracy tyle warta, ile złotówka), ale fabrykant sprzeda go za 2 zł. Rozumie się, że nikt nie kupi zamku u ślusarza, a ślusarz, który towarów swoich sprzedawać nie będzie, zostanie zmuszony zwinąć warsztat i pójść sprzedawać swoją siłę roboczą do fabryki.
To samo, co o ślusarzach, da się o wszystkich rzemieślnikach powiedzieć. Z maszyną, z fabryką nie mogą oni iść w zawody, i prędzej czy później muszą się oni stać robotnikami. Coraz więcej robotników tracić musi swoją samodzielność i wystawiać swoją siłę roboczą na sprzedaż.
Gdyby chociaż robotnicy mieli zawsze stałą zapłatę, żeby chociaż mogli na tę zapłatę liczyć, to jeszcze możnaby
Strona:PL Dickstein Szymon - Kto z czego żyje.pdf/37
Ta strona została przepisana.