dola nasza biedna! Jak wspomnisz nieraz to i łzy same z oczu pocieką...
A nie oddasz ostatniego grosza, zaraz przedadzą całą chudobę, a żydzi i chciwcy tylko patrzą na stronie, jakby się z naszej nędzy pożywić i kupują za byle co rzeczy, na które człek kilkanaście lat krwawo musiał pracować. Tak to się dzieje: przedadzą chudobę, a przyjdzie wiosna — nie masz czem roli zaorać, trza prosić bogatszych, a potem ciężko im to odrobić. A czemu? bo nalecą te strażniki, jak kruki jakie i jak złodzieje wszystko zagrabią.
Albo powiedzcie tylko moi mili, za co oni ściągają z nas po datek podymny abo gruntowy, za jakie ciężkie grzechy? Chyba za to żeśmy się na świat Boży narodzili, że nas ta ziemia święta nosi; za to, że na dzionek jasny, na słonko boże patrzymy?
A znów różne podatki do gminy, to na sąd, to na pisarza, wójta, ławników i inne takie drobne — toć sami dobrze wiecie ile to ich, że i przeliczyć trudno. Chyba nie trza wam mówić, ile to tych rubli, co gwałtem wam wydzierają co roku — nie zapomni chyba żaden, ile to jego grosza krwawo w pocie czoła zapracowanego idzie rok rocznie do cudzej kieszeni.
«Tak, tak — szczerą prawdę mówicie Szymonie — ciężkie bo ciężkie nasze podatki. — I za co to je biorą, i za co wydzierają ten grosz ciężko zapracowany?» prawili ludzie...
«A powiedzcie, czy siła tam groszy idzie do rządu takim sposobem?»
— Ba, abo mało? — 125 milijonów — ot ile! A zowie się ten podatek zwyczajnym, prostym, bo go zdzierają, z ciebie tak wprost bez takiego podejścia jak ten pośredni. Dawaj, i basta! a nie śmiej nawet pisnąć.
Oj, źle bo było za pańszczyzny, źle i nie daj Boże, żeby się kiedy takie czasy wróciły, ale i teraz pewnikiem nie wiele lepiej, dali ci nam wolność, dali — ale ta wolność wychodzi jak i dawna pańszczyźniana niewola!
Juści niema co gadać, że dziś lepiej jest, niż było dawniej za czasów pańszczyzny, przynajmniej człeka nie biją i nieuważają za bydło, jak to dawniej bywało, swobodniejszy niby każdy trochę teraz; ale co z tej swobody, kiedy ziemi mało, bieda w chacie, podatki trza zapłacić i jak dawniej ekonom, batem pędził chłopa na pańską robotę, tak dziś, biedą gnani, sami na nędzny zarobek iść do panów musimy. Wolno ci bra-
Strona:PL Dickstein Szymon - Ojciec Szymon 1882.pdf/14
Ta strona została przepisana.